czwartek, 4 marca 2010

Ogarnąć internet, czyli sieciowe dylematy

Chciałam iść z duchem nowości i jednocześnie zrobić coś z szacunku dla własnego czasu, którego wciąż mi brakuje. Jak na rasową internautkę przystało, postanowiłam połączyć ze sobą większość platform, z których korzystam. Powód? Doszłam do wniosku, że skróci to nieco mój czas buszowania w sieci, a przynajmniej umożliwi mi buszowanie w innych jej rejonach. Oczywiście nie wyszło.

Połączyłam Blipa z Twitterem. Coś, co wydawało mi się rewelacyjnym pomysłem, w teorii mającym prowadzić do tego, bym zerkała tylko na jeden z tych serwisów, spaliło na panewce. Moje twitty przychodzą na Blipa z opóźnieniem. Próbuję nad tym zapanować, przeglądając moje konto. Niestety, skutkiem połączenia obu platform jest to, że na Blipie dostaję wszystko to, co na Twitterze. Na przykład prawdziwy zalew linków z pracy. Z uporem godnym lepszej sprawy próbuję się przez to przekopywać, co oczywiście trwa, a i tak nie zawsze się udaje, z uwagi na przeciążenia Blipa.

Połączyłam Twittera z Buzzem. Skutkiem jest to, że na Buzza raz po raz wpadają co prawda moje, ale mocno już nieaktualne wpisy. Kilka tygodni temu, gdy zrealizowałam mój rewelacyjny pomysł, Buzz wyświetlił followującym mnie osobom radosne "Again in Poland", które wstukałam w okienko Twittera w wakacje ubiegłego roku. Efekt? Masa pytań od znajomych o co właściwie chodzi: czy już jestem, skąd tak właściwie wróciłam i tym podobne. Podobnie sprawa ma się w przypadku Flickra - po podpięciu mojego konta do Buzza, nowy wynalazek Google wywietlił moje ostatnio dodane zdjęcia, przedstawiające uroki szwajcarskiej jesieni Anno Domini 2008. Choć nie powiem, to akurat sprowokowało mnie do wgrania kilku bardziej aktualnych zdjęć.

Na Blogspocie Flickr działa dobrze, choć wpadłam w lekką panikę, gdy odkryłam, że na laptopie kolegi ikonki zdjęć wyświetlają się inaczej i to zdecydowanie gorzej. Ale to oczywiście inna para kaloszy.

Najgorsze jest, że to wszystko zaczyna mi się mieszać i powoli zaczynam mieć problem z określeniem, czy dany opis czytałam na Blipie, Twitterze, Buzzie czy Facebooku. Biorąc jednak pod uwagę, że i tak połowa followowanych przeze mnie osób podpina jedne platformy pod inne, nie ma to aż takiego wielkiego znaczenia. I tak na Facebooku czytam to, co ktoś napisał na Blipie, na Buzzie czytam wpisy z Twittera, na Twitterze z Blipa... Zamotane, prawda? A ja tylko chciałam sobie ułatwić życie.

Pozostaje mi się cieszyć, że jest tego tylko tyle.

9 komentarzy:

  1. Ja już się pogubiłam też w tym wszystkim :/ i też czas mi się marnuje, bo z jednego na drugie skaczę. Onet uruchamia coś takiego: http://www.mytribe.com może to potestujemy :P

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, zakręcone, ja stwierdziłem, że im mniej "integruję", tym lepiej - nie mam mętliku zduplikowanych rzeczy które czytałem pół dnia wcześniej zupełnie gdzie indziej.
    Jedynie RSS bloga automatycznie popycham w kilka miejsc, dla zainteresowanych.

    A Buzza wyłączyłem bo to wogóle jakiś chaos. Nie tego się po google spodziewałem...

    OdpowiedzUsuń
  3. @moniKA84 - chcesz mnie zniszczyć?:)

    @romke - za to jesteś jedyną znaną mi osobą naprawdę korzystającą z Google Wave. Ja Buzza używam mimo wszystko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agatko, używam Wave do pracy bo do niczego innego się nie nadaje. Możnaby z tego mieć niezły i zcentralizowany system komentarzy jaki ma np disqus ale tylko w świecie idealnym gdzie nie ma różnorodności a jedno rozwiązanie danego problemu jest uniwersalne, powszechnie uznawane i dobrze działające ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. A tak jeszcze służąc radą: nie integruj i wyciszaj integrujących za karę duplicate contentu. Jak ktoś chce mieć wszystko wszędzie to ma wielki śmietnik ;P

    Ja osobiście używam różnych platform do różnych celów. FB: rodzinno-przyjacielski, Twitter: podzielić się linkiem, krzyknąć "oj jak mi źle", określić status "dziś nieuchwytnym". Blog do użalania się nad sobą i wygłaszania wylewnych opinii... i wystarczy (jakoś mam awersję do wszelakich polskich wynalazków)... bo można w gąszczu dezinformacji zginąć ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. @romle = p popatrz. Ja mam podobnie - też niczego nie inergruję, a za "spamowie" (zaśimecamie FB blipami/twittami i vice versa) wyciszam. :-)

    Podobnie jak Ty kategoryzuję. :) Buzz służy mi za mini-filtr (jak coś jest "na górze" to może być ciekawe).

    OdpowiedzUsuń
  7. btw, dziwny ten blogger, nie mogę go jakoś zmusić, żeby pokazał tego urla co chcę w linku do mnie...

    i na dodatek pomimo, że jestem za logowany to sprawdza co komentarz czy jestem czytającą małpą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli Cię to pocieszy, to mi też zagadki w stylu "czy potrafisz odczytać" zadaje co komentarz. Podejrzewam, że to efekt walki ze spamerami.

    BTW wiesz, że są ludzie którzy sprzedają sezonowane konta GMailowe (i Yahoo'owe i inne). Biznes jest taki: założyć konto, zostawić na rok żeby dojrzało, a potem sprzedać spammerom. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie do końca rozumiem. Na czym polega atrakcyjność takiego "dojrzałego" konta?

    OdpowiedzUsuń