wtorek, 23 marca 2010

O dziecku, które nie utonęło

Dochodzę do wniosku, że albo żyję na tym świecie zbyt krótko, albo w wyniku jakiejś nieokreślonej dysfunkcji w sposobie pojmowania przeze mnie świata pewnych zjawisk nie tylko nie rozumiem, ale nawet nie jestem w stanie uzasadnić czy przewidzieć. Nie pomagają lata spędzone przed komputerem i obserwacja (czy to z perspektywy anonimowego użytkownika Internetu, czy pracownika redakcji) zachowań ludzi w sieci.

W niedzielę wysłuchałam trwającej znacznie krócej niż godzinę debaty Sikorski-Komorowski. Przez cały poniedziałek opędzałam się od sygnałów o trwającej wciąż nad nią dyskusji. Sprawa wydaje mi się jednak całkiem zrozumiała (nie chcę popadać w patos, ale na upartego można wzniośle powiedzieć, że chodzi tu o losy naszego kraju - choć sama za bardzo w to nie wierzę) w zestawieniu z tym, co zobaczyłam w Internecie dziś. Strony główne największych serwisów informacyjnych w Polsce przetrawiają i publikują najnowsze doniesienia w sprawie odnalezionego w stawie pod Cieszynem martwego trzylatka. Tytuły "jedynek" informują, że chłopczyk nie utonął, że jego śmierć była skutkiem urazów wewnętrznych. Stąd łatwy wniosek, że zgon nastąpił przed znalezieniem się malca w wodzie.

Serwisy ostrzegają: zdjęcia, które ujawniła dzisiaj policja są brutalne. Internauci jednak je oglądają. Nie wiem, czy z ciekawości, czy z faktycznej chęci pomocy w ustaleniu nieznanej dotąd tożsamości dziecka. Dyskusja na forach pod artykułami na ten temat dotyczy głównie tego, że oprawcą na pewno było któreś z rodziców oraz że poprzez zamieszczanie tego typu zdjęć zbliża dany serwis do poziomu tabloidu. Nie brakuje powracającego stale wątku o konieczności przywrócenia kary śmierci, a na Wirtualnej Polsce ktoś podpisujący się jako "popatrzcie" dodał ileś razy z rzędu komentarz, cytuję: nawet tutaj siedzą płatni opluwacze z PiSu, moj Boże, co to za straszni ludzie, nie mogę uwierzyć, ze tacy ludzie żyją wśród nas. Jak stwierdza zresztą inny Internauta, posługujący się nickiem "observer", wszystko to efekt "POpaprańczej propagandy". Tak czy siak, dyskusje trwają, krzyków o przywrócenie kary śmierci nie brakuje, za to nadal nie wiadomo, na kim ewentualnie kara śmierci miałaby zostać wykonana. Według internautów - na matce. W końcu mogła oddać, zamiast zabijać (komentarz z link). Jedno jest pewne: chętnych do przyjęcia roli kata w tej sprawie nie brakuje.

Rozumiem, że w dobie ogólnie dostępnego Internetu korzystanie z jego dobrodziejstw w celu, tak jak w tej sytuacji, odnalezienia kogoś, ustalenia czyjejś tożsamości ma ogromny sens. Nie rozumiem jednak robienia z takiej sprawy newsa dnia. Nie rozumiem tekstów, w których znacznie więcej miejsca zajmuje opis tego, co chłopcu robiono, niż informacja o tym, że jego tożsamość pozostaje nieznana (link, a tu już mamy prawdziwe ekstremum: link). Choć to nie do końca jest prawdą: to akurat rozumiem. W ten sposób czytający spędzi na danej stronie więcej czasu, podnosząc serwisowi średnią. Nie uzyska się tego przez podanie linku do strony z ogłoszeniem, że poszukuje się osób mogących pomóc w ustaleniu tożsamości dziecka.

Nie potrafię zrozumieć fascynacji tematem. Tego, że przeczytanie artykułu na temat całej sprawy i stwierdzenie, że dziecka nie znam prowokuje do toczenia dyskusji takich jak te z przykładów powyżej. Ale ja nie muszę wszystkiego rozumieć. Ani ze wszystkim się zgadzać. Internet jest - mimo wszystko na szczęście - dla wszystkich.

Dziwny jest ten świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz