Torowisko Tadeusza Żuczkowskiego to kolejna propozycja przedstawienia kondycji współczesnego człowieka. Powinnam tutaj chyba dodać: kolejna pesymistyczna propozycja. Jeśli szukasz nastrojów sprzyjających aurze budzącej się wiosny, weź do ręki inną książkę. Jeśli jednak masz ochotę - zostań i przeczytaj przynajmniej ten tekst.
Tytuł powieści nie nastraja optymistycznie. Jeśli jeszcze dodamy do tego fakt, iż książka ukazała się w ramach serii "Tory" (słowo to kojarzy się raczej z samotnością, smutkiem i samobójstwami niż radosnym opiewaniem uroków życia) mamy pełne prawo przypuszczać, że będzie smętnie.
Bohaterów Torowisko ma wielu, wszystkich jednak łączy Wilkowo - mała mieścina, a może nawet wioska, miejsce w którym diabeł mówi dobranoc. W momencie rozpoczęcia akcji książki lokalną społecznością wstrząsa kilka dość niecodziennych wydarzeń: podczas niedzielnej mszy ksiądz nagle ogłasza, że jest ateistą, ucząca w lokalnej szkole polonistka wygłasza wobec swoich uczniów, dzieci pokolenia MTV monolog, w którym wyrzuca z siebie, co o nich myśli, a do skrzynek mieszkańców Wilkowa trafiają pornograficzne zdjęcia miejscowych nastolatek.
Do tego świata trafia Zyga - dziennikarz gazety klasy C, wydawanej w większym mieście. Choć przyjechał tu stworzyć materiał o zamieszaniu wywołanym niecodziennym zachowaniem księdza, jego wizyta ma drugie dno: bywał tu przed laty, kiedy fotografował wdzięki lokalnej rusycystki.
Dla Zygi pobyt w Wilkowie to częściowy powrót do przeszłości, ale również ucieczka od osobistych problemów. To człowiek cierpiący wskutek niespełnionych marzeń: jego życie rodzinne i zawodowe wygląda zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanował. Nie rozwiązuje tego ulotny romans z Anastazją, szukającą spełnienia w życiu mężatką. Największą satysfakcję dają chyba Zydze rozmowy z Apfelbaumem - lokalnym wariatem, polonistą i autorem książki, recytującym po pijaku wiersze Broniewskiego.
Bohaterowie Torowiska to zatem ludzie rozczarowani, którzy doświadczyli upadku. Zofia musi pogodzić się z utratą romantycznych złudzeń o natchnionym życiu polonistki, Krystian przewartościowuje swoje relacje z Bogiem, a Renacie pozostaje upijanie się na torach i tęskne zerkanie na przechowywane akty, które zrobił jej kilkadziesiąt lat wcześniej Zyga. W maleńkim Wilkowie, gdzie karty rozdają biznesmani pokroju właściciela firmy produkującej majtki czy gość który dorobił się na przekrętach ze sprowadzanymi zza granicy samochodami, wszystko jest skazane na bylejakość. Byle jakie są interesy miejscowych notabli, byle jaka jest miłość, bylej aka jest również religijność mieszkańców miasteczka.
Torowisko nie jest książką, która daje nadzieję. Właściwie ją odbiera. Czytelnik po lekturze ma wrażenie, że najlepsze, co człowiek może zrobić w życiu, to pogodzić się ze stanem faktycznym i nie marzyć. Marzyciele, a także ci, którzy wysuwają się przed szereg wraz ze swoim idealizmem, muszą przegrać.
Żuczkowski napisał mimo wszystko niezłą, ciekawą powieść. Nie zaliczyłabym jej do nurtu, który mój dobry znajomy określił kiedyś mianem "literatury vomitu". To powieść smętna, szara - ale smętna i szara naprawdę, nie na pokaz. Optymistycznym akcentem jest to, że jej bohaterowie mimo wszystko marzą i kochają, nawet jeśli sprowadza to na nich tragedie.
Książka ukazała się w 2009 roku nakładem wydawnictwa Replika.
Tekst zachęcający do lektury!
OdpowiedzUsuń