środa, 31 sierpnia 2011

Panie, które pomagają

Podobnie jak wszyscy z nas, regularnie chodzę po sklepach. Bywa, że robię to z chęcią - uciążliwe, wielkie zakupy od dawna załatwiam korzystając z Internetu i dostawy do domu, ale babskiej przyjemności połażenia pomiędzy stoiskami z ciuchami czy kosmetykami sobie nie odmawiam. Do tego dochodzi moja obsesja na punkcie wyrobów papierniczych, wieczne przekonanie, że długopis, którego aktualnie używam wcale nie jest najlepszy, a w sklepie X z pewnością mają modele co najmniej idealne... No i księgarnie. Oraz sklepy z żywnością dla kotów, bo tej jak na złość mój sklep od dostaw mi nie przywiezie. 

W swoich wędrówkach pomiędzy półkami nauczyłam się już, by powstrzymywać się od rozglądania się wokół, a na powitania kręcących się wszędzie pań sklepowych odpowiadać krótko, uprzejmie i z uśmiechem - po czym odwracać głowę w kierunku wspomnianych półek. Cóż - metoda ta działa może w połowie sytuacji. Często bowiem, gdy oddaję się (zazwyczaj bezużytecznemu, przyznaję) przeglądaniu zasobów danego sklepu, podchodzi jakaś uprzejma kobieta i zaczyna dopytywać, czy może mi tu coś pokazać. W myślach wzdycham z rezygnacją, a na głos informuję uprzejmą panią, że ja się tu tylko rozglądam. Albo że przyszłam po konkretną rzecz.

Pół biedy, jeśli na tym się kończy, a uprzejma pani uśmiechnie się i pójdzie dalej. Są jednak takie, które upierają się, że coś mi jednak zaprezentują. I tak kiedyś jedna kobieta, zasuwając w szwajcarskim dialekcie, którego kompletnie nie rozumiałam, przedstawiła mi zalety pewnego mydła (szurała nim nawet po mojej dłoni i macała efekt). Inna znów, nieco już starszawa pani, chciała żebym spróbowała i kupiła jakiś olej (udało mi się wymigać od jednego i drugiego - a musicie wiedzieć, że kobieta należała do tych upartych i robiła dwa podejścia). Bywa i tak, że podczas jednej wizyty w sklepie natykam się na więcej niż jedną panią pomagającą i całą zabawę trzeba powtarzać.

Pewnego razu jednak skorzystałam z oferty i na pytanie ładnej pani, czy może mi w czymś pomóc, odpowiedziałam twierdząco. Było to na lotnisku w Warszawie, gdy czekając na samolot do Zurychu przeglądałam flakoniki z perfumami.
- Tak, szukam pewnych perfum... - przyznałam.
- Jakichś konkretnych, czy może mogę coś polecić? - wdzięczyła się pani.
- Konkretnych. Tylko nie mam pojęcia jak się nazywają - wyjaśniłam. - Użyłam jakiś czas temu testera i zapach bardzo mi się podobał, ale nazwa wyleciała mi z głowy. Za to pamiętam jak wyglądała buteleczka - zakończyłam triumfalnie.
- Aha... - odpowiedziała lekko zawiedzionym głosem panienka i zniknęła z mojego pola widzenia.

No cóż, perfumy i tak znalazłam. Pewnie gdyby nie ta baba, poszłoby mi szybciej.