sobota, 6 marca 2010

Na gapę w szwajcarskim pociągu?

Podróż szwajcarskim pociągiem należy do przyjemności, zwłaszcza dla kogoś, kto na co dzień korzysta z usług PKP. Czyste wnętrza (z tym akurat w polskich IC relacji Warszawa-Kraków też nie jest tak najgorzej), miła obsługa, pan ze sklepikiem spożywczym na kółkach o niebo lepiej wyposażonym niż te które widzimy czasami na korytarzach polskich pociągów (mają nawet Red Bulle!) i w przypadku większości tras - przepiękne widoki za oknem. Czego chcieć więcej?

Szwajcaria to niewielkie państwo, zatem podróże wewnątrz kraju nie trwają długo. Niestety krótkie dystanse nie przekładają się na ceny tak jakbyśmy tego chcieli - pociągi są tutaj drogie. Za wycieczkę z Zurychu do Genewy (bilet w obie strony) zapłacimy 160 CHF, czyli kwotę, za którą przy odrobinie szczęścia możemy np. polecieć z Polski do Włoch. Szwajcarska kolej ma jednak rozbudowany system zniżek, biletów funkcjonujących w odpowiednich godzinach i przy różnych założeniach, co nieco ułatwia sprawę. Prawie wszyscy mieszkający w Helwecji posiadają Halbtax - kartę wydawaną w zależności od życzenia klienta na rok, dwa lub trzy lata, dzięki której bilety na pociąg są o połowę tańsze. Koszt takiej karty zwraca się po kilku wycieczkach. Ponadto kupując bilet nie płacimy za rodzaj pociągu, a wyłącznie za dany odcinek.

Kilka lat temu w polskim pociągu dostałam mandat za brak podłużnej pieczątki w legitymacji studenckiej. Fakt, moje niedopatrzenie, choć jakimś cudem jeździłam na tej legitymacji kilka lat i nikt nie dopatrzył się nieprawidłowości - wszyscy zawsze patrzą na okrągły stempel. Koniec końców mandat został anulowany, ale co się najadłam nerwów, to moje. Dziś podczas podróży szwajcarską koleją miałam inną przygodę. Bilety Zurych-Genewa-Zurych zostały kupione dzień przed wycieczką przez Internet. Złośliwy chochlik nie dał o sobie zapomnieć - podczas wstukiwania daty wyjazdu coś się pomieszało i ostatecznie kupiliśmy bilety na 5 marca, a nie, jak powinniśmy, na 6. Kompletnie ten fakt przegapiliśmy. 

Niewłaściwą datę zauważyła pani kontrolerka, sprawdzająca nasze bilety w okolicach Berna. Stwierdziła, że w obliczu takiej a nie innej sytuacji nie będzie nas zmuszać do kupienia nowych biletów, ale nie da głowy, jak zareagują inni kontrolerzy. Wszyscy (w sumie trzy różne osoby) potraktowali tę sprawę ulgowo. Wyjaśnienie, że jakimś cudem wydawało się nam, iż sobota to piąty a nie szósty, spotykało się ze zrozumieniem. No bo który Szwajcar wpadłby na pomysł, że pasażer kręci i wymyśla tego typu historie?

1 komentarz:

  1. :) Generalnie to spoleczenstwo ma chyba wyjatkowa metnalnosc. Pozdrowienia z zasniezonego Zurychu :D

    OdpowiedzUsuń