Ekspert motoryzacyjny ze mnie żaden: prawo jazdy niby kiedyś zrobiłam, ale nigdy z niego nie korzystałam, nie licząc sporadycznych przejażdżek cudzymi autami. W międzyczasie mieszkałam w trzech różnych miastach i w każdym z nich pomysł posiadania samochodu wydawał mi się szalony: widziane kilka razy dziennie korki skutecznie mnie od idei posiadania własnych czterech kółek odstraszała. Wolałam już spędzać czas w komunikacji miejskiej, w której przynajmniej dało się poczytać książkę.
Wizytę w hali Palexpo przy lotnisku w Genewie, gdzie każdego roku organizowana jest największa wystawa samochodowa w Europie, traktowałam zatem jako ciekawostkę i wydarzenie towarzyszące weekendowi spędzanemu w Szwajcarii. Byłam, widziałam, zbyt wiele w sensie merytorycznym zapewne z wystawy nie wyniosłam, ale i tak nie żałuję.
Salon Samochodowy w Genewie to mrowie ludzi i prawdziwa Wieża Babel. Wokół słychać najróżniejsze języki, wśród których regularnie przewija się polski. Do większości prezentowanych aut można wsiąść, ale czasami graniczy to z cudem - chętnych jest sporo. Tak samo jest z fotografowaniem samych samochodów - kilkakrotnie musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby zrobić zdjęcie.
Autom często towarzyszy informacja o tym, ile samochód kosztuje, istnieje również możliwość zakupu większości modeli, zazwyczaj po nieco niższej cenie. Bez trudu znajdziemy również samochody, przy których w rubryce "cena" widnieje jedynie "not spicified", jak w przypadku luksusowego Maybacha Landauleta.
Oczywiście jak na kobietę-laika przystało, podeszłam do tematu zupełnie wybiórczo, zachwycając się głównie tym, co cieszyło moje oko. Po powrocie do domu nerwowo wertowałam przewodnik po wystawie, w poczuciu, że wypada przynajmniej wiedzieć, jak nazywają się samochody, które mi się podobały. Większość udało mi się zidentyfikować, więc jak na motoryzacyjną ignorantkę może nie jest ze mną tak najgorzej.
Tak czy siak, jeśli za rok nadal będę odbywać moje szwajcarskie podróże, do Genewy również postaram się wybrać. Bo może na samochodach się nie znam, ale organizatorzy wystawy najwyraźniej znają się na ludziach - bałam się, że wyjdę znudzona, a było naprawdę ciekawie. Choć oczywiście nie jestem w stanie wygłosić wyczerpującej tyrady na temat nowości, jakie zaprezentowała w tym roku Toyota lub czego zabrakło na stanowisku Saaba.
Jak zwykle w zachwyt wprawiła mnie szwajcarska organizacja. Chętni do odwiedzenia wystawy mogą kupić przez Internet bilet wstępu połączony z biletem na podróż pociągiem. Wydrukowany dokument zawiera dane pasażera i kod kreskowy otwierający bramkę hali Polexpo. Prosto, łatwo i przyjemnie, bez konieczności stania w kolejkach. Bilety wstępu dla dorosłych kosztują 14 CHF, ale obowiązują różne zniżki.
Pewnie jak zwykle długonogie laski tylko na 1-2 stanowiskach... Prawda?
OdpowiedzUsuńNo "lasek" za dużo nie było - raczej kobiety w stonowanych kostiumach. Takich połgołych nie widziałam w ogóle :)
OdpowiedzUsuń