
Podobnie jest z innymi grupami czy stronami, których w ramach Facebooka jestem fanką. Zajrzałam do swojego profilu i stwierdziłam, że zrobił się z tego bezużyteczny śmietnik. Zatęskniłam za grono.net, gdzie byłam zapisana do około dwudziestu grup tematycznych, prężnie działających. Spędzałam godziny na dyskusjach. Tam, jeśli byłam czegoś członkiem, zazwyczaj coś to znaczyło. Na "książkotwarzy" mam tylko listę martwych linków.
Być może nie umiem z tego wszystkiego korzystać, a w facebookowych grupach nie chodzi o podejmowanie jakichś działan czy dyskusji. W tym momencie boks z grupami wygląda trochę tak jak dział "zainteresowania". No bo ten, kto przejrzy mój profil, dowie się, że lubię Franka Sinatrę i że wkurza mnie, gdy ktoś mówi "bynamniej" zamiast "przynajmniej". Tyle, że od tego typu spraw ja mam dział "zainteresowania", w dodatku podzielony na kategorie tematyczne.
Nikt mnie nie zmusza do zapisywania się do grup, poza tym to poletko moje tak samo jak wszystkich innych. Mogę smarować wpisy na ścianach grup, pisać do innych ludzi zapisanych w tym samym miejscu. Ale samej jest jakoś nijako, a ja jestem przyzwyczajona do idei forów dyskusyjnych.
Na tle moich martwych linków najrozsądniejsza wydaje mi się grupa, którą znalazłam na Facebooku kilka dni temu: "If 1 000 000 people join this group, it will have 1 000 000 people in it". Głupie, ale takie ma być. I trochę ilustruje sytuację większości "książkotwarzowych" grup.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz