Nic takiego się między nami nie działo. W każdym razie nic, co łatwo byłoby ubrać w krótkie, wyświechtane słowa. Mijaliśmy się kilka razy w ciągu dnia, w tym dużym domu, w którym mieszkaliśmy teraz wszyscy razem. Wieczorem, jak gdybyśmy byli umówieni, lądowaliśmy w tym samym pokoju z dużą, rozłożoną kanapą. Kładliśmy się na niej i czytaliśmy książki. Czasem, z poczucia obowiązku, sięgaliśmy po papierowe wydanie Kursu dla kierowców. Żadnych pocałunków ani sięgania pod swoje ubrania. Najwyżej jakieś odgarnięcie włosów z czoła temu drugiemu, dłuższy niż należałoby uśmiech, lekkie przytulenie, takie mimochodem, bez angażowania rąk. Z czasem było tego coraz więcej.
Każdego dnia czekałam na te wieczorne seanse delikatnej czułości. Oczywiście zaprzątało mi to myśli nieco bardziej, niżby należało: trudno było mi się skupić na tym, czym naprawdę powinnam się tu zajmować. Egzamin na prawo jazdy wisiał nade mną niczym zmora, a ja, zamiast zaangażować wszystkie swoje wysiłki w przygotowanie, rozmyślałam po kątach o tamtym facecie. Od czasu do czasu sięgałam po testy i próbowałam przerobić jedno czy dwa zagadnienia. "Jaki kształt ma Zimbabwe?", "Ile butelek likieru pomarańczowego przypada na jedną kobietę w Afryce?" Dożyliśmy czasów, w których egzaminy na prawko osiągnęły najtrudniejszy poziom w historii, a ja wolałam zajmować się czułościami.
Wszystko skończyło się w strasznie głupi sposób. Niby z mojej winy, ale jak mogłam przewidzieć jego reakcję? Leżeliśmy obok siebie, rozmawiając o czymś cicho.
- To jest jak w tym serialu, The Heart - powiedział i zamilkł, spoglądając na mnie, najwyraźniej czekając na odpowiedź.
Spięłam się.
- Dotknąłeś akurat tego tematu, w którym jestem kiepska - starałam się nadać swojemu głosowi beztroski ton. - W kwestii seriali jestem do tyłu o jakieś kilkadziesiąt lat. Nigdy nie oglądałam The Heart.
Wyprowadził mnie za drzwi. Stałam przez chwilę, zaskoczona tą jego bezceremonialnością. Rozczarowałam go, myślałam smutno. Nie będzie już więcej tych naszych wieczorów.
Przez jakiś czas krążyłam po domu. Spotykałam znajomych, wymieniałam z nimi niezobowiązujące, często na pokaz radosne uwagi. W pewnym momencie za przeszklonymi drzwiami na balkon dostrzegłam jakiś ruch. Szybko domyśliłam się o co chodzi, ale i tak otworzyłam drzwi. Od razu dobiegł mnie gwar głosów, wykrzykiwanych wściekłymi głosami inwektyw.
"Idiotka!", "Debilka!", "Jak można się w ogóle rozmawiać z tym ścierwem!", "Powinnaś zniknąć", należały do tych łagodniejszych. Patrzyłam oniemiała na tłum. W pewnym momencie ktoś splunął mi w twarz, a ja nawet się nie oburzyłam. Cóż, wiedziałam, że prędzej czy później moje kompletne nieobycie w temacie seriali będzie musiało się na mnie zemścić.
W którymś momencie od balkonu odciągnął mnie jeden z mieszkających tu nauczycieli. Z uprzejmą, ale lekko surową miną, podał mi książkę. No tak - Kurs dla kierowców. Otworzyłam od razu pierwszą stronę.
"Jaki kształt ma Zimbabwe?" - przeczytałam. Bez sensu, pomyślałam. Ten temat już przerobiłam. Nagle zaczęłam sobie niejasno przypominać, że kiedyś już zdawałam egzamin na prawo jazdy. Dawno i zupełnie gdzie indziej, jakby w innym świecie. W Polsce? W Stanach? A może tu i tu?
- Wie pan - zaczęłam ostrożnie - ja właściwie już mam prawko...
_________
No i wtedy się obudziłam.
Wszystkie postaci występujące w śnie były fikcyjnie (oprócz mnie, rzecz jasna, choć nigdy nie mieszkałam we wspomnianym domu, ani nie musiałam zdawać tak chorego egzaminu na prawo jazdy), choć jak to zwykle bywa, nosiły twarze osób znanych mi z życia codziennego. Moja wyobraźnia jest jednak mocno ograniczona.
Każdego dnia czekałam na te wieczorne seanse delikatnej czułości. Oczywiście zaprzątało mi to myśli nieco bardziej, niżby należało: trudno było mi się skupić na tym, czym naprawdę powinnam się tu zajmować. Egzamin na prawo jazdy wisiał nade mną niczym zmora, a ja, zamiast zaangażować wszystkie swoje wysiłki w przygotowanie, rozmyślałam po kątach o tamtym facecie. Od czasu do czasu sięgałam po testy i próbowałam przerobić jedno czy dwa zagadnienia. "Jaki kształt ma Zimbabwe?", "Ile butelek likieru pomarańczowego przypada na jedną kobietę w Afryce?" Dożyliśmy czasów, w których egzaminy na prawko osiągnęły najtrudniejszy poziom w historii, a ja wolałam zajmować się czułościami.
Wszystko skończyło się w strasznie głupi sposób. Niby z mojej winy, ale jak mogłam przewidzieć jego reakcję? Leżeliśmy obok siebie, rozmawiając o czymś cicho.
- To jest jak w tym serialu, The Heart - powiedział i zamilkł, spoglądając na mnie, najwyraźniej czekając na odpowiedź.
Spięłam się.
- Dotknąłeś akurat tego tematu, w którym jestem kiepska - starałam się nadać swojemu głosowi beztroski ton. - W kwestii seriali jestem do tyłu o jakieś kilkadziesiąt lat. Nigdy nie oglądałam The Heart.
Wyprowadził mnie za drzwi. Stałam przez chwilę, zaskoczona tą jego bezceremonialnością. Rozczarowałam go, myślałam smutno. Nie będzie już więcej tych naszych wieczorów.
Przez jakiś czas krążyłam po domu. Spotykałam znajomych, wymieniałam z nimi niezobowiązujące, często na pokaz radosne uwagi. W pewnym momencie za przeszklonymi drzwiami na balkon dostrzegłam jakiś ruch. Szybko domyśliłam się o co chodzi, ale i tak otworzyłam drzwi. Od razu dobiegł mnie gwar głosów, wykrzykiwanych wściekłymi głosami inwektyw.
"Idiotka!", "Debilka!", "Jak można się w ogóle rozmawiać z tym ścierwem!", "Powinnaś zniknąć", należały do tych łagodniejszych. Patrzyłam oniemiała na tłum. W pewnym momencie ktoś splunął mi w twarz, a ja nawet się nie oburzyłam. Cóż, wiedziałam, że prędzej czy później moje kompletne nieobycie w temacie seriali będzie musiało się na mnie zemścić.
W którymś momencie od balkonu odciągnął mnie jeden z mieszkających tu nauczycieli. Z uprzejmą, ale lekko surową miną, podał mi książkę. No tak - Kurs dla kierowców. Otworzyłam od razu pierwszą stronę.
"Jaki kształt ma Zimbabwe?" - przeczytałam. Bez sensu, pomyślałam. Ten temat już przerobiłam. Nagle zaczęłam sobie niejasno przypominać, że kiedyś już zdawałam egzamin na prawo jazdy. Dawno i zupełnie gdzie indziej, jakby w innym świecie. W Polsce? W Stanach? A może tu i tu?
- Wie pan - zaczęłam ostrożnie - ja właściwie już mam prawko...
_________
No i wtedy się obudziłam.
Wszystkie postaci występujące w śnie były fikcyjnie (oprócz mnie, rzecz jasna, choć nigdy nie mieszkałam we wspomnianym domu, ani nie musiałam zdawać tak chorego egzaminu na prawo jazdy), choć jak to zwykle bywa, nosiły twarze osób znanych mi z życia codziennego. Moja wyobraźnia jest jednak mocno ograniczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz