W moim rodzinnym domu zawsze było dużo książek. Rodzice stale uzupełniali kolekcję, a ja regularnie byłam obdarowywana powieściami najpierw dla dzieci i młodzieży, a potem dla dojrzalszych czytelników. W ten sposób poznałam książki, które zaliczam do ulubionych w czasach mojego dzieciństwa. Sama również poszukiwałam: zaczytywałam się w Montgomery (nie pamiętam już dokładnie jak się to zaczęło) i w Musierowicz (jeden z tomów Jeżycjady dostałam od rodziców pod choinkę, potem kilka innych znalazłam na półce u kuzynki, a brakujące dokupowałam).
Oprócz nowych książek z księgarni często sięgałam po te stare, mające za sobą doświadczenie wielu lat spędzonych na półce i dotyku różnych rąk. Korzystałam trochę z biblioteki, ale chętniej czytałam powieści wyszperane w domu. Miałam szczęście: mama wciąż miała dużo książek, które sama czytała będąc młodym dziewczęciem. W ten sposób poznałam powieści Aleksandra Minkowskiego, Ewy Nowackiej, Krystyny Siesickiej i wielu innych. To były piękne książki. Ukazywały polską rzeczywistość taką, jak wyglądała ona w czasach, gdy moi rodzice chodzili do szkoły. Pełne były takiego szczególnego rodzaju wrażliwości, z którym łatwo się utożsamiałam. Na pewno miały na mnie spory wpływ, pomogły zbudować może nieco naiwny i przeidealizowany obraz świata i uczuć. W sam raz dla takiej rozmarzonej i trochę samotnej dziewczynki.
Siesicka była przez pewien czas jedną z moich ulubionych autorek. Pierwszą jej książką, z którą miałam do czynienia, było Jezioro osobliwości podarowane mi przez mamę. Pamiętam, że mama polecała mi ją wcześniej, a ja jak zwykle w takich sytuacjach reagowałam lekkim oporem. Z jakiegoś powodu byłam podejrzliwa wobec tych polecanych książek i sięgałam po nie dopiero wtedy, kiedy kładziono przede mną konkretny egzemplarz. Tak było z Dziećmi z Bullerbyn Astrid Lindgren czy Wielką, większą i największą Jerzego Broszkiewicza. Obie książki okazały się świetne. Jezioro osobliwości też mnie zachwyciło, choć zdaje się, że wtedy to był dla mnie trochę nowy rodzaj powieści. To właśnie dzięki niej sięgnęłam po inne tego typu książki, między innymi po serię Portrety, wydawaną w latach siedemdziesiątych.
W pewnym momencie wydawnictwo "Siedmioróg" zaczęło wydawać stare i nowsze książki Siesickiej i podobnych jej autorów w serii "Wokół nas". Zamawiałam kolejne pozycje z tej serii korespondencyjnie, bo w pobliskiej księgarni mogłam znaleźć najwyżej pojedyncze pozycje. A ja cieszyłam się właśnie wakacjami i chciałam przede wszystkim czytać. Pamiętam, z jaką niecierpliwością czekałam na paczkę. Przez ileś dni z rzędu starałam się nie wychodzić z domu, z obawy, że listonosz przyjdzie pod moją nieobecność. Oczywiście zostawiłby wtedy awizo i odebrałabym swoją paczkę na poczcie, ale to opóźniłoby sprawę o jakąś dobę. Chciałam mieć swoje książki tak szybko, jak to tylko możliwe. Czasem wpadałam na pomysł, że być może listonosz już odwiedził mój blok i założywszy, że nikogo o tej porze nie zastanie, wrzucił do skrzynki awizo. Zbiegałam wtedy na dół i dokładnie sprawdzałam przegródkę przyporządkowaną do naszego mieszkania. Rozczarowana wracałam na górę, by po jakimś czasie znów zejść - i tak kilka razy dziennie, aż do dnia, w którym upragniona paczka nareszcie się pojawiała.
Pamiętam, że trochę bałam się rodziców. Książki wprawdzie kupowałam bardzo tanio, zdaje się, że cena jednej raczej nie przekraczała kilku złotych, ale przy pewnych ilościach rachunek za całość mógł opiewać na dość konkretną kwotę. Teraz z nostalgią wspominam tamte ceny - za siedemdziesiąt złotych miałam porządny zapas książek, dzś za te pieniądze kupiłabym może dwie powieści.
Wczoraj, kiedy kładąc się spać zerkałam po raz ostatni na telefon, dowiedziałam się, że zmarła Krystyna Siesicka. Zrobiło mi się trochę smutno, jak zwykle wtedy, gdy dowiadujemy się o śmierci lubianego pisarza czy aktora. Z jej książkami nie miałam do czynienia już od wielu lat. Przeglądając Wikipedię, ze zdziwieniem zauważyłam, że aż do 2010 roku wychodziły jej nowe powieści. Wygląda na to, że mam spore zaległości. Może kiedyś dzieci pomogą mi je nadrobić. Albo znów zamówię sobie paczkę pełną pachnących drukiem książek. Będę czekać na nią z niecierpliwością, a potem, gdy nadejdzie, powrócę do nastoletniego świata marzeń i rozczarowań. Odłożę przeczytane książki na półkę, czekając, aż kiedyś znajdą je moje córki.
Ha, miałybyśmy o czym gadać już jako nastolatki ;-) Co do Broszkiewicza - uwielbiałam "Ci z dziesiątego tysiąca" - dorwałam jako małe dziecko (8? 9 lat?) i w efekcie budowałam potem maniakalnie z Lego statki kosmiczne. I tak, też planuję skompletować sobie wszystko, co czytałam jako dziecko i nastolatka; jestem w trakcie, ale dużo jeszcze przede mną...
OdpowiedzUsuń