środa, 14 kwietnia 2010

"W rajskiej dolinie wśród zielska" Jacka Hugo Badera



W rajskiej dolinie wśród zielska Jacka Hugo-Badera to jedna z najnowszych ofert wydawnictwa Czarne. Nowych, ale nie do końca – siedemnaście reportaży, które zawiera pięknie wydany tom, ujrzało światło dzienne między 1993 a 2001 rokiem. Publikowane przez lata w dodatkach do “Gazety Wyborczej”, zostały wydane w 2002 roku przez Prószyńskiego.
Choć teksty swoje lata mają, dla większości czytelników będą miały z pewnością powiew nowości. Hugo Bader przenosi nas do świata, którego w zasadzie nie znamy. Ukazuje nam Związek Radziecki, ale nie ten znany z lekcji historii. Zagłębia się weń, przechodzi od jednego rozmówcy do drugiego, snując dziesiątki fascynujących opowieści. ZSRR z kart książki może przerażać, ale jednocześnie ujmuje swoją egzotyką i kolorytem. A właściwie egzotykami i kolorytami, bo Bader nie poprzestaje na ogółach: jego bohaterowie pochodzą z różnych republik, różna też była ich rola w budowaniu sukcesu Kraju Rad. Nie łączy ich również pozycja społeczna: autor rozmawia zarówno z ludźmi, którzy za czasów Związku Radzieckiego piastowali wysokie stanowiska, jak i ze zwykłymi, chciałoby się powiedzieć “bezimiennymi” obywatelami (chociaż ci stanowią tu mniejszą grupę).


Jest jednak coś, co bohaterów Rajskiej doliny łaczy. To tęsknota za dawnym światem. Czy za ZSRR można tęsknić? Owszem, w dodatku wydaje się to tęsknota całkiem uzasadniona. Obywatele byłego Kraju Rad nie odnajdują się w nowej rzeczywistości. Tęsknią za ustalonym z góry porządkiem, za celem, który mieli w czasach, gdy najważniejszym zadaniem człowieka miało być budowanie socjalizmu. Nie dziwi to zwłaszcza w przypadku tych, którzy w minionej epoce byli uważani za bohaterów i cieszyli się powszechnym poważaniem i względnym dobrobytem finansowym, dziś zaś znajdują się na skraju nędzy i jedzą to, co zdołają wyhodować w ogródku.
Dzięki takiemu a nie innemu doborowi rozmówców (pamiętajmy, że Bader postawił głównie na osoby dosyć znane w czasach ZSRR) poznajemy pewne tajniki Związku Radzieckiego niejako “od kuchni”. Dowiemy się co nieco o produkcji kałasznikowów, o tajemniczym miejscu nazwanym Arzanas-16 (nie było go nawet na mapie!), o próbach jądrowych widzianych oczami zwykłych mieszkańców kraju, o mało znanych faktach dotyczących lotu Walentyny Tierieszkowej (warto tu wspomnieć mało apetyczną, ale jednak… ciekawą historię jej wymiotów w stanie nieważkości) czy historie jej od zawsze przebywających w cieniu dublerek.
Bader nie ogranicza się do rozmów. Tam gdzie jest to możliwe próbuje przynajmniej częściowo wejść  skórę Rosjanina. Wchodzi do wnętrza góry, w której przeprowadzano próby jądrowe, próbuje zgodnie z instrukcją kupić dawkę heroiny.
W rajskiej dolinie… to również niezwykle barwny obraz mentalności rosyjskiej. Narodu, którego przedstawiciele wolą o zbyt wielu sprawach między sobą nie rozmawiać. Nie dopytywać, bo to niesie za sobą ryzyko. Bohaterowie Badera to ludzie, którzy nauczyli się czytać emocje z twarzy. Są również akcenty humorystyczne: żona człowieka, który niespodziewanie dorobił się fortuny na akcjach Gazpromu przed wyprawą na wczasy na Cyprze przygotowuje słoiki z prowiantem. Urocze.
Wróciłam dziś z rajskiej doliny wśród zielska i jestem szczerze zachwycona. Krajem dziwnym, egzotycznym, z jednej strony trochę mrocznym – z innej jednak niezwykle barwnym. Krajem, którego już nie ma, choć miał trwać wiecznie na straży międzynarodowego pokoju.

Materiał ukazał się pierwotnie w serwisie lekturyreportera.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz