wtorek, 6 kwietnia 2010

"Koło kwintowe" Szymona Bogacza, czyli czego zdecydowanie nie polecam

Mam za swoje. Powinnam sobie przykleić do karty płatniczej napis: nie kupuj książek na podstawie wyglądu okładki! Co prawda ta metoda, uprawiana przeze mnie od lat, wielokrotnie mnie nie zawiodła, ale tym razem było inaczej. Do tego stopnia, że będąc już na 40. stronie książki liczącej ich w sumie około 240 nie mogłam się doczekać, kiedy nareszcie ją skończę i ogłoszę wszem i wobec, że mi się nie podobało. Ale po kolei.

Koło kwintowe Szymona Bogacza, bo o tej pozycji mówimy, składa się w zasadzie z dwóch części. Pierwsza, znacznie obszerniejsza od drugiej, to zbiór krótkich opowiadań powiązanych ze sobą. Ich bohaterami są ludzie w różnym wieku, uwikłani w przeróżne życiowe sytuacje. Łączy ich jedno: wszyscy utknęli w małej, zasypanej śniegiem wiosce. Drogi są nieprzejezdne, a lokalni mieszkańcy organizują dla ofiar zimy nocleg i posiłek w szkolnej sali gimnastycznej. 

Bohaterowie przedstawieni w Kole kwintowym zostali uchwyceni w swoistym tu i teraz - każdego z nich doprowadził do tego miejsce splot wydarzeń i okoliczności. W szkole spotkamy zatem wdowę jadącą na pogrzeb męża, brutalnie nastawionego do świata kierowcę tira, lokalnego wariata i złodziejkę, która nawet w takiej sytuacji nie chce przepuścić okazji, by ukraść komuś portfel. Niektóre osoby łączą wzajemne relacje: na sali gimnastycznej spotykają się dawni kochankowie, a wdowa poznaje kochankę swojego zmarłego męża. 

Pomysł na książkę jest bardzo ciekawy. Dodatkowym atutem mogła by być tutaj kompozycja: każdy rozdział przedstawia nam innego bohatera, zaś klimat każdego tekstu związany jest z poszczególnymi tytułami, które stanowią nazwy molowych i durowych tonacji. Nic dziwnego - wszak autor, Szymon Bogacz, jest muzykiem. 

Pomysł tworzenia nastroju w dziele literackim poprzez konotacje muzyczne nie jest oczywiście nowy, we współczesnej prozie polskiej zrobił to chociażby Wojciech Kuczok. Im więcej jednak czytam tego typu dziełek, tym mniej jestem przekonana do samej idei. Za Kuczokiem nie przepadam (nie żebym skreślala absolutnie wszystko, co napisał, ale to zdecydowanie nie jest "moja" proza). Nie przekonał mnie do siebie również Szymon Bogacz, którego narracja na każdej niemal stronie wytrącała mnie z równowagi. Styl wypowiedzi bohaterów zupełnie mnie nie przekonywał: był sztuczny, wydumany. Podobnie emocje rzekomo wyrażane przez bohaterów. Trudno jest się w nie wczuć, ba: czytający może łatwo odnieść wrażenie, że sam autor nie potrafi odczuwać sytuacji, w jakich znajdują się wykreowane przez niego postacie. Wszystko jest tu zupełnie nieautentyczne, bynajmniej nie w sensie pozytywnym (bo potrafię sobie wyobrazić taki zabieg literacki, który mógłby stanowić zaletę dzieła). W całości czuje się wyraźny rozdźwięk pomiędzy aspiracjami twórcy a tym, co rzeczywiście wyszło spod jego pióra (klawiatury?). Czytając kolejne opowiadania miałam coraz silniejsze wrażenie, że dostałam do ręki fałszywy produkt. Podróbkę. Pełen sztuczności jest nawet najpopularniejszy chyba gest wykonywany przez bohaterów Koła kwintowego - palenie papierosów, celebrowane do tego stopnia, że mimowolnie zaczęłam budować w myślach portret psychologiczny pisarza jako człowieka, który sam pali od niedawna i bardzo się tym nałogiem ekscytuje.

Pamiętajmy jednak, że książka składa się z dwóch części. Ostatnie 80 stron dzieła to zupełnie ze sobą niepowiązane opowiadania, które ciężko zaszufladkować. Najbardziej pasuje  mi tu stwierdzenie, że mamy do czynienia z bardzo nieudaną próbą tworzenia realizmu magicznego. O ile jednak u wielu autorów reprezentujących ten nurt możemy mówić przynajmniej o umiejętności tworzenia nastroju, o tyle autorowi Pisania o seksie czy Józefa nie udało się nawet to. Czytający niejednokrotnie ma wrażenie, że ma przed oczyma bzdury, nie dostając dodatkowo niczego, co tę bzdurność by rekompensowało. Ot, takie pisanie dla pisania, w miarę możliwości ekstrawaganckie, żeby nie było zbyt normalnie.

Nie polecam Koła kwintowego. Nie dlatego, że w mojej opinii nie jest to książka dobra. Kto mnie zna, ten wie, że nie uciekam od niskiej literatury. Wręcz przeciwnie, staram się regularnie przyswajać treści przeróżnych "odmóżdżaczy" wierząc, że zapewnia mi to zdrowie psychiczne. Nie lubię jednak książek, które pretendują do bycia czymś, czym nie są. Po lekturze Koła kwintowego czułam, że miałam do czynienia z wyjątkowo kiepsko wykonanym falsyfikatem. Bywa i tak. 


Jest jeszcze coś. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy pomysł na napisanie własnej książki jest w ogóle dobry. Drżę na samą myśl, że mogłabym napisać powieść, która byłaby tak kiepska jak ja Koło kwintowe.  Być może moje doświadczenie z tą pozycją to znak, że jeśli chodzi o słowo pisane, powinnam pozostać raczej stroną bierną niż czynną.

*Koło kwintowe (krąg kwintowy) - układ pokrewieństwa kwintowego tonacji, zbiór wszystkich tonacji przedstawiany w formie okręgu, na którego obwodzie zaznacza się kolejno (co kwintę czystą) następujące po sobie gamy według zwiększającej się ilości znaków przykluczowych (Wikipedia).

2 komentarze:

  1. a ja się nie zgodzę z pani recenzją, książkę Bogacza odebrałem w całkowicie odmienny sposób

    wilk-stepowy.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. I bardzo dobrze, przyjemna lektura to wszak efekt, którego oczekujemy. :)

    OdpowiedzUsuń