poniedziałek, 30 stycznia 2017

Morderstwo w San Escobar (6). Minister Wojny i jego koparki

- Jest nam bardzo przykro, że tło dla naszych uroczystości stanowią wydarzenia tak haniebne. Śmierć mojego brata, który poległ z ręki nieznanego sprawcy to okoliczność tym bardziej smutna, że Santiago miał polskie korzenie. Zapewne cieszyłby się mogąc dziś świętować z nami zawarcie tej historycznej umowy handlowej pomiędzy Polską i San Escobar.

- Nie poległ, tylko przedawkował, ty drobiowy kurduplu - mruknął Juan w kierunku Hectora Moravskiego przemawiającego z ekranu telewizora. W tej chwili żałował, że tego wieczoru w ogóle sięgnął po pilota. Dzisiaj skończył pracę nieco później niż zwykle i obiecał sobie kilka godzin relaksu. Zaczęło się nawet nieźle - zaraz po wejściu do mieszkania wziął długi prysznic. Potem zrobiło się jeszcze lepiej - niespodziewanie odwiedziła go Alicia w towarzystwie butelki białego wina. Wino chłodziło się w lodówce, zaś policjantka odświeżała się właśnie w mikroskopijnej łazience Juana, który czekając na byłą kochankę automatycznym ruchem włączył telewizor. No i jakoś tak zostało.

- Ty w ogóle wiesz, o co chodzi w tej całej umowie? - zapytała znudzonym tonem długonoga policjantka.
- Tyle co wszyscy - wzruszył ramionami Juan. - Będziemy sprzedawać Polsce koparki.
- Tia. Tylko dlaczego europejski kraj ma je sprowadzać właśnie z San Escobar? - zastanawiała się Alicia. - Przecież to nie ma żadnego sensu. Jeśli już muszą je ściągać z tak daleka, chyba rozsądniejszym wyborem byłyby Chiny. A i tak przy sprzęcie o tych gabarytach Polsce powinno się opłacać produkowanie tego u siebie.
- Niby tak. Ale to nie nasz interes. Jeśli jakieś państwo w Europie ma fantazję kupować sobie koparki w San Escobar i w dodatku zamierza nam za to konkretnie zapłacić, to w sumie czemu nie? - stwierdził Juan i podnosząc się z kanapy dodał: - Idę po wino, powinno mieć już odpowiednią temperaturę.

Umowa handlowa, która stała za trwającą właśnie wizytą dyplomatyczną Polaków zaiste wydawała się kuriozalna. Jakiś czas temu polski Minister Obrony Narodowej (zwany niekiedy w kuluarach Ministrem Wojny) zwrócił się do rządu San Escobar z prośbą o przygotowanie oferty sprzedaży koparek. Chodziło o konkretne liczby - Polska chciała nabyć tysiące sztuk. Dlaczego? Tego do końca nie wiedział nikt w żadnym z dwóch zainteresowanych krajów. Gdyby Juan interesował się trochę Polską i znał język sojuszników, mógłby się łatwo dowiedzieć, że cała sprawa spowodowała prawdziwy wylew internetowych memów i plotek. Niektórzy twierdzili, że ministra zachwycił sam wygląd koparek, które poruszały się na gąsienicach przywodzących na myśl czołgi. Plotkę tę zdawał się potwierdzać fakt, o którym Juan nie miał oczywiście zielonego pojęcia - otóż koparki miały zostać pomalowane w barwy moro. Był też inny trop, który w zasadzie nie kłócił się z tym pierwszym. Otóż złośliwi twierdzili, że wszystko to było kaprysem młodego protegowanego pana ministra, urokliwego dwudziestokilkulatka o sympatycznym wyglądzie niedźwiadka. Chłopiec chciał zabawki, więc pan mu je kupował.

Oczywiście były też bardziej racjonalne wyjaśnienia, jak na przykład to, że Polska właśnie przygotowywała się do wdrożenia programu mieszkaniowego, mającego na celu pomoc młodym rodzinom. A wiadomo - gdzie budują się domy, tam potrzebne są koparki. Przynajmniej w XXI wieku.

Rzecz jasna Juan nie oglądał polskich serwisów informacyjnych. Dlatego właśnie ominęły go liczne spoty reklamowe i zdjęcia billboardów,  rozgłaszających w Polsce całe przedsięwzięcie. Nagle w blokach reklamowych pojawiły się filmiki z ludźmi ścigającymi się na koparkach, koparkami ścigającymi się z czołgami, żołnierzami, którzy z przewieszonymi przez ramiona karabinami zeskakiwali z koparek… Spotom i billboardom towarzyszyły kojarzące się militarnie hasła w językach polskim i hiszpańskim, takie jak “La construccion de esta guerra”.

Tak czy siak, z punktu widzenia obywateli obu krajów wszystko to wyglądało na jeden wielki absurd, zwłaszcza w zestawieniu z uroczystą fetą, która z tej okazji odbywała się w centrum Santo Subito.


- Wariatów nie sieją, sami się rodzą - Juan dzielił się swoimi rozważaniami z Alicią, jednocześnie nalewając wino do kieliszków. - Zresztą może to będzie dla nas niezły interes? Ponoć w Stanach jakiś wariat chce budować gigantyczny mur. Kto wie, może i on kupi nasze koparki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz