Milczenie. Przez chwilę przyglądam się mężczyźnie około pięćdziesiątki, który, choć dzieli go ode mnie może czterdzieści centrymetrów, zdaje się w ogóle nie słyszeć moich słów. Przez grube okulary czyta gazetę. Jeszcze przez moment mam nadzieję, że po prostu kończy jakieś ważne zdanie, przedziera się przez gąszcz wyrazów oddzielonych spacjami i przecinkami - ale mija kilka sekund i nad parkingiem nadal unosi się cisza.
Próbuję szczęścia u kobiety, która zaparkowała za czytającym gazetę. Okazuje się jednak, że ta pani już na kogoś czeka. Wracam do samochodu, od którego zaczęłam. - Proszę pana? - ale nic to nie daje. Moja pochylona nad oknem sylwetka nie zasłania światła wewnątrz samochodu. - Pani idzie tam do przodu - radzi czekająca już na kogoś kobieta.
-Można? Mężczyzna, może sześćdziesięcioletni, kiwa niemo głową. Nie rusza się z miejsca, co lekko mnie peszy: podświadomie oczekuję, że kierowca taksówki wyjdzie, weźmie ode mnie torbę, schowa ją w bagażniku. To starszy pan, tłumaczę sobie, ładując się razem z torbą na tylne siedzenie. Podaję adres, uzupełniając nazwę ulicy i numer domu informacją o tym, że chodzi o okolice tego to a tego obiektu. To może pomóc: chcę dojechać do budynku, który ma zaledwie kilka lat. Nie wszyscy kierowcy wiedzą, gdzie to jest.
Odpowiedzią jest włączona nieco zbyt głośno audycja o tematyce sportowej. Jedziemy w milczeniu, wsłuchani w reportaż gęsto usiany terminami i nazwiskami, które nic mi nie mówią. Z tym kierowcą nie dojadę pod blok: zatrzymuje się przy sąsiednim budynku, a ja nie chcę go już poprawiać. Zyskuję w ten sposób trzy, może cztery minuty spaceru.
Kraków nie powitał mnie szczególnie ciepło. Pociąg się spóźnił, dwóch kolejnych kierowców nie chciało zawieźć mnie i mojego bagażu do domu, a trzeci nie sprawiał wrażenia szczególnie szczęśliwego z powodu znalezienia klienta. A może to ja za bardzo się przyzwyczaiłam do uprzejmości, uśmiechów, wszechstronnej, czasem przesadzonej chęci pomocy?
Może jutro będzie lepiej. Bo choć odpowiedź na pytanie "gdzie mieszkasz" nadal jest dla mnie trudna, a moje korzenie nigdze tak do końca nie osiadły - to właśnie Kraków coś w sobie ma. Jakby nie było, wszystko się tu zawsze zaczynało.
Sentymentalny pobyt czas zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz