czwartek, 26 sierpnia 2010

Kaloryczny Nowy Jork

Choć z pewnością nie jest tak, że po ulicach Nowego Jorku spacerują głównie spasieni, cierpiący na poważną nadwagę przechodnie, to nie da się nie zauważyć, że średnia wagi jest tu o wiele wyższa niż np. w Szwajcarii. Ludzi po prostu grubych jest rzeczywiście sporo. 



Zjawisko to kontrastuje nieco z powszechną dość praktyką podawania informacji odnośnie kaloryczności potraw. Wczorajszy wypad do Starbucksa (miałam ochotę na jakąś mrożoną kawę) przyprawił mnie o zawrót głowy i zestresował w takim stopniu, że zamiast z kawą wyszłam z lokalu z mrożoną herbatą w kubku średniej wielkości. Powód? Przy wszystkich pozycjach menu podawana jest liczba kalorii, którą dany napój zawiera. W ten sposób dowiedziałam się, że moja ulubiona czekolada na zimno w wersji największej to około 500 kcal, a w tej nieco mniejszej - ponad 400. Po dokładnym przejrzeniu menu stwierdziłam, że nawet zwykła mrożona kawa z mlekiem jest o wiele bardziej kaloryczna niż śmiałabym przypuszczać. Od herbaty mrożonej, którą w końcu wybrałam, mniej tucząca wydawała się tylko herbata zwykła. I choć ciasta proponowane do napojów wyglądały kusząco, również i w tym przypadku odstraszyły mnie liczby. Czy wiecie, że kawałek ciasta cytrynowego to przeszło 400 kcal? Rozbój w biały dzień.


Tak czy siak stwierdziłam, że rozsądniejsze od rozpustnej wizyty w Starbucksie byłoby zjedzenie raz na jakiś czas połowy pizzy. I powiem Wam, że nie wiem czy będę w stanie zapomnieć o tych trzycyfrowych liczbach po powrocie do Europy. 

Inną ciekawostkę zauważyłam wczoraj, gdy przeglądaliśmy menu restauracji irlandzkiej. Potrawy były podzielone na grupy, z których jedna np. nosiła nazwę "potrawy niskowęglowodanowe". W konsekwencji tego wszystkiego na obiad zjadłam rybę ze szpinakiem z towarzyszeniem dużej ilości wody i kieliszkiem białego wina. Nie wiem, ile miało to kalorii, ale pewnie tyle co słodka kawa z bitą śmietaną.

Stany Zjednoczone to bardzo stresujący kraj. Najgorsze jest to, że te wszystkie Starbucksy, Dunkin' Donuts itd. są praktycznie na każdym kroku. Być może po jakimś czasie te okropne liczby przestają straszyć, człowiek się oswaja i kupuje te wszystkie dobre rzeczy. I tak naprawdę sama chciałabym się z nimi oswoić - w końcu dieta podczas wyjazdu to pomyłka, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz