Kiedy po skończonej lekturze zamykałam Życie i los Wasilija Grossmana, robiłam to z poczuciem, że przeczytałam wspaniałą książkę, być może jedną z najwspanialszych, z jakimi miałam w życiu do czynienia. Praktycznie brak uwag, zachwyt nad konstrukcją zarówno fabuły jak i postaci sprawił, że połykanie kolejnych stron powieści było prawdziwą ucztą. Ucztą, dodajmy, bardzo długą i obfitą: książka ma prawie 900 stron.
Akcja dzieje się w czasie drugiej wojny światowej, a jej osią jest obrona Stalingradu. Losy licznych bohaterów są zawsze w jakiś sposób z tym tematem związane. Postaci, które poznajemy zarówno po radzieckiej jak i niemieckiej stronie frontu łączy nie tylko wspólny czas historyczny. Bohaterem Życia i losu jest bowiem rozsiana po wojennej Europie rodzina. To właśnie jej członkowie, a także przyjaciele, kochankowie, znajomi, tworzą obraz tamtych czasów i miejsc. W książce nie zabrakło również postaci autentycznych: znajdziemy tu scenę, której bohaterem jest Adolf Hitler, spotkamy Eichmana popijającego czerwone wino po wizycie w komorach gazowych, a do jednej z centralnych postaci powieści - Wiktora Sztruma - dzwoni sam Józef Stalin.
To, co zwraca uwagę czytelnika, to niezwykła drobiazgowość Grossmana w konstruowaniu postaci. Jego bohaterowie żyją. Czytając opisy rozważań, dylematów któregoś z nich mamy wrażenie niesamowitej autentyczności. Nic ani nikt nie jest tu czarno-biały. Mężczyzna, który jest postacią raczej pozytywną, i tak będzie zdradzał ukochaną, a niemiecki dowódca przejawi niejeden ludzki odruch. Doskonałym przykładem mistrzowsko wykreowanego bohatera jest Wiktor Sztrum: radziecki fizyk żydowskiego pochodzenia to człowiek z zasadami. Gdy popada w niełaskę, zaczyna bić się z myślami i rozważać złożenie samokrytyki (znamienna jest scena, w której Sztrum wybiera się na zebranie, podczas którego mają się ważyć jego losy. To ostatni moment, w której bohater może dokonać aktu publicznego pokajania się i złagodzić karę za domniemane przewinienia). To, że wychodzi z sytuacji z podniesionym czołem dodaje mu sił: jest dumny z tego, że się nie ukorzył przed władzą, choć zdaje sobie sprawę, że ceną może być więzienie, a nawet zsyłka. Co się jednak dzieje z siłą, świadomością tego, co jest a co nie jest właściwe w sensie moralnym, gdy człowiek znajdzie się nagle w zupełnie nowej, innej sytuacji?
Opisy stanów psychicznych bohaterów to jedna z mocnych stron powieści Grossmana. Inną jest sposób prowadzenia akcji. Autor zręcznie komponuje opisy działań wojennych z przedstawianiem scen dotyczących poszczególnych bohaterów książki. Czytelnik ma poczucie, że wykreowane przez Grossmana postaci żyją w konkretnym miejscu i czasie, z jednej strony stanowią element literackiej fikcji, z drugiej - uczestniczą w dziele historii.
Życie i los to książka nie tylko o II wojnie światowej i totalitaryzmach. Według mnie, w znacznie większym stopniu jest to powieść o człowieku, o jego kondycji i zachowaniu w sytuacjach ekstremalnych. Pod tym względem jest to książka chwilami dość gorzka. Jedna z najbardziej pozytywnych, niezwykle ciepło przedstawiona postać Aleksandry Władimirowny nie może trwale pocieszać czytelnika - staruszka znajduje się już blisko mety życia. Posępne wrażenie poprawia nieco ostatnia scena książki - młodej pary, której udało się odnaleźć po zawirowaniach wojny. Czy to poszukiwany przez Aleksandrę Władimirowną Sierioża? Tę kwestię autor pozostawia otwartą, niejako powierzając losy młodego bohatera decyzji czytelnika.
Jeśli mówimy o Życiu i losie, dobrze jest zapoznać się z historią tej książki, która przez wiele lat nie mogła doczekać się wydania. Uratowana w zasadzie cudem, przemycona do Francji, jest swego rodzaju dziełem ocalonym. Dziełem, z którym warto się zapoznać. To jedna z tych powieści, które po przeczytaniu pozostawiają coś w czytelniku. Takich książek się nie zapomina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz