Klimat Cais da Ribeira, turystycznej części wybrzeża rzeki Douro w Porto przyciąga mnie i uzależnia. Wydaje mi się, że mogłabym codziennie chodzić wzdłuż wybrzeża, mijając kolorowe knajpki, rozmawiających w wielu językach turystów, siadać na którejś z kamiennych ławek w promieniach słońca.
Po pierwszym wieczorze już wiem, że należy uważać na "napędzaczy" z kolejnych restauracji, usiłujących Cię przekonać do zjedzenia posiłku właśnie u nich. Kuchnia, którą oferują, jest zresztą całkiem smaczna, chyba że ktoś nie ma ochoty na próbowanie lokalnych specjałów.
Oczywiście jako Polka po raz kolejny wyłożyłam się na temacie pory obiadowej. Przyzwyczajona do tego, że środkowy posiłek dnia jem w okolicach piętnastej, szybko zrozumiałam, że na Cais da Ribeira nie będzie z tym łatwo: wiele knajpek o tej godzinie nie serwuje posiłków. Pozostaje czekanie do wczesnego wieczora, szukanie miejsca, w którym do tematu sjesty nie pochodzi się aż tak poważnie, albo spacer na drugą stronę rzeki, gdzie szanse na zjedzenie obiadu o piętnastej są znacznie większe (od biedy zawsze można się wybrać do Pizza Hut, która w Portugalii wcale nie jest takim złym, uwłaczającym turystycznemu duchowi pomysłem: za 6,50 euro można kupić duży dzbanek sangrii).
Zostańmy jednak przy Cais da Ribeira. Klimatyczne wybrzeże nie do końca łączy się z wystawnością miejscowych lokali. Jest tu nieco "portowo", wiele rzeczy rekompensuje jednak nadrzeczna atmosfera (przy ładnej pogodzie jemy oczywiście na zewnątrz, pod parasolami). Problem bariery językowej w zasadzie nie istnieje: kelnerzy mówią po angielsku, a menu zazwyczaj przygotowane są po portugalsku, francusku, niemiecku i angielsku. Przyjemnym ułatwieniem jest możliwość płacenia kartą.
Haczykiem, na który złapią się przede wszystkim głodni klienci, są przystawki w postaci chleba, oliwek czy sera, które kelnerzy przynoszą niekiedy przed podaniem głównego dania. Wszystko jest bardzo smaczne, ale należy liczyć się z tym, że potem trzeba będzie za to zapłacić. Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej raz warto się na taką serię przystawek skusić.
Smacznie przyrządzone ryby, oliwki, krewetki - wszystko to popijane sangrią albo kieliszkiem porto. W tle słony zapach bliskiego oceanu, letnia, słoneczna atmosfera błogiego rozleniwienia i spokoju. Wakacje.
Chcę to, co tam na talerzu leży...
OdpowiedzUsuńNatkę pietruszki? Ech, wegetarianie...
OdpowiedzUsuń