czwartek, 13 maja 2010

Uroki kampanii prezydenckiej, czyli merytoryka w cieniu sikania

Nauczono mnie, że na wybory trzeba chodzić, a młodzieńcze zbuntowanie i poszukiwanie własnych życiowych recept w tym akurat przypadku nie zaburzyło efektów tej nauki. Tak więc regularnie pojawiam się w lokalach wyborczych, zakreślam to co uważam za stosowne i wrzucam kartkę do olbrzymiej urny, by następnie w domu włączyć telewizor i śledzić wyniki tego, w czym sama wzięłam udział.


Nie lubię kampanii wyborczych i w tym nie ma chyba akurat nic dziwnego. W natłoku informacji przekazywanych przez media, z których większość podawana jest nam na talerzu w atmosferze sensacji, ciężko wyłonić to, co dla wyborców naprawdę powinno mieć znaczenie. Widać kto się z kim spotkał, komu podał rękę, czasem pojawią się jakieś zarysy planów, poglądów - ale i tak gdy przychodzi co do czego, proszę o pomoc wujka Google w poszukiwaniu programu danego delikwenta. 


W przypadku trwającej obecnie kampanii prezydenckiej cieszyłam się, że będzie trwała tak krótko. Kilka tygodni politycznych przepychanek, potem wybory i spokój. Niestety, z uwagi na charakter mojej pracy nie należę do osób, które na ten cały bajzel mogą się wypiąć. Cierpię zatem straszliwie, bo kampania, która miała być krótka, dłuży mi się niemiłosiernie. I wygląda na to, że nie uda mi się przed nią uciec, bo nawet na Facebooku, serwisie, na którym udzielam się wyłącznie dla pustej przyjemności, jest wyborczo. Znajomi dołączają do różnych grup, komentują, zapraszają... Strach otwierać lodówkę.



Tak czy siak, doszło w końcu do tego, że zajrzałam na jedną z grup na Facebooku, zrzeszającą przeciwników ewentualnej prezydentury Jarosława Kaczyńskiego (link). Zajrzałam, pooglądałam, poczytałam i się przeraziłam. Bo choć ideowo strona  powinna mi odpowiadać (Kaczyński nie jest moim kandydatem), to pierwsze wrażenia mogłabym ująć słowami: żenada. 

Zdjęcia antykandydata, dobrane tak, by Jarosław na wszystkich wyglądał głupio, to akurat nic nowego. Pochodzące z oficjalnych stron serwisów internetowych są w większości znane. Logo PiS, w którym nazwa partii została przerobiona na słowo "piss", czyli sikać, to już osobna sprawa. Taka jakby prymitywna i żenująca. Poraża także poziom wielu komentarzy. Wśród przeciwników prezydentury Kaczyńskiego nie brakuje takich, dla których podstawowymi argumentami jest kwestia braku żony kandydata czy uczulenie na kota. Inni wyrażają swoją opinię w stylu, cytuję: "Jeśli wygra Kaczyński, będę pierdolić Polskę" czy "razem w PiSdu, panie i panowie!" Merytoryka pełną gębą. 

Zastanawiam się, czy przeciwnicy Kaczyńskiego zdają sobie sprawę, że ten rodzaj buntu wywołuje odwrotny skutek. Gdybym nie mieszkała w tym kraju ileś lat, albo po prostu nie miała w miarę ugruntowanych poglądów, po wejściu na taką stronę oddałabym głos na Kaczyńskiego. W imię nieutożsamiania się z pewnym stylem. 

Na szczęście mam swoje własne motywy, by na Jarosława Kaczyńskiego nie zagłosować. Kot i brak żony do nich nie należą. Sama mam wszak dwa kocury, a co do żony, to każdy przecież wie, że kobieta to straszne stworzenie. Ja tam się Jarkowi nie dziwię.

Tak czy siak, czytając niektóre komentarze, łapię się za głowę i myślę: "O rany, ci ludzie mają prawo oddania głosu, tak samo jak ja!". W imię wolności słowa, która pozwala na swobodne zakładanie grup, stron i innych takich, zakończę jednak temat na tym prywatnym wybuchu bulwersacji. Na który w imię tej samej wolności słowa mogę sobie przecież pozwolić.

2 komentarze:

  1. Sam widzę wśród swoich znajomych diametralnie różne poglądy. Co mnie uderzyło, to opinie typu 'gdyby nie Gazeta Wyborcza, nikt nie protestowałby przeciwko Wawelowi'. Zastnawiam się skąd się one biorą.
    Z jednej strony mamy ludzi (świadomie czy nieświadomie) uważających się za przedstawicieli prawej strony krzywej Gaussa (dla których "inteligentna osoba" nie zagłosuje na Jarosława Kaczyńskiego), z drugiej również inteligentne osoby, które jednak czują się traktowane z góry ("jak możesz głosować na PiS, przecież tylko Rodziny Radia Maryja na nich głosują?") i uciekają do brawurowej defensywy (to niemożliwe żeby tyle osób samo doszło do takich wniosków, ktoś skutecznie mydli im oczy).
    Prawda jest taka, że Jarosław Kaczyński to jeden z jak najbardziej poważnych kandydatów, więc drwienie z niego tylko spycha jego zwolenników do ostrej defensywy.
    Nic, zobaczymy co się z tego urodzi tym razem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff, oby urodziło się coś dobrego dla naszego Kraju!

    OdpowiedzUsuń