środa, 26 maja 2010

Wszystkiego Najlepszego, Mama!

Z Dniem Matki zawsze miałam pewien problem. Moja mama ma na imię Joanna i dwa dni przed swoim świętem obchodzonym z racji posiadania dzieci, ma imieniny. Przez wiele lat 24 i 26 maja myliły mi się, zdarzało mi się też składać życzenia na ślepo, z nadzieją, że trafię we właściwą okazję.

Kiedy miałam kilka lat, podczas jednego ze wspólnych spacerów mama powiedziała mi, że chciałaby, żebyśmy były przyjaciółkami - takimi, które ze sobą rozmawiają, zwierzają się sobie. Zapamiętałam tę scenę na tyle dobrze (chodziłyśmy po parku; to chyba była jesień, bo pełno było kolorowych liści), by wylewać morze łez w okresie, gdy miałam lat naście i moje kontakty z rodzicami niepokojąco często nawalały. No cóż: rodzice na pewno chcieli, żebym wyrosła na porządną obywatelkę, a mnie dręczyło życiowe ADHD. Ten problem dzieliłam zapewne z większością nastolatków na całym świecie.

Z rodzicami nie mieszkam od prawie 8 lat. Nauczyłam się przez ten czas patrzeć na świat swoimi oczami. Czasami myślę, że moja mama załamałaby ręce, gdyby uświadomiła sobie, jak bardzo się od siebie różnimy. A mimo to ciągle chce nam się do siebie dzwonić i prowadzić półgodzinne rozmowy. 

Gdyby nie moja mama, byłabym inną osobą. Nie wiem, czy lepszą. Grunt, że w tej akurat kwestii nie chcę niczego zmieniać. Bo chyba mimo wszystko udało nam się zostać przyjaciółkami: takimi, które akceptują się nawzajem takimi, jakie są. Mimo różnic, wiele nas łączy: choć fizycznie przypominam raczej tatę, po mamie odziedziczyłam charakter. Obie lubimy Sto lat samotności. Obie wolimy Żeromskiego od Prusa. Poza tym to właśnie mama pokazała mi po raz pierwszy prozę Andrzejewskiego, za co będę wdzięczna do końca życia. Dzięki jej milczącej zgodzie mając kilkanaście lat mogłam obklejać ściany pokoju plakatami z Bravo. I pić piwo przed osiemnastym rokiem życia. Siedzieć godzinami przed komputerem. Przez lata moich studiów przymykała też oczy na fakt, że stopniowo wywożę książki z jej biblioteczki. I że farbuję włosy, choć sama tego nie lubi.


Oczywiście to nie za fakt zezwolenia na picie piwa i ślęczenie przed monitora komputera kocham swoją Mamę. Chodzi raczej o to, że zawsze jest. I że gdy poczuję potrzebę kontaktu, mam gdzie zadzwonić. Tak po prostu.

Dzięki, Mama :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz