sobota, 15 sierpnia 2015

Jak latać, czyli zestaw subiektywnych rad napisanych na jet lagu

Po ponad dwóch miesiącach spędzonych w Europie, naklikaniu masy notek (miałam natchnienie, sami rozumiecie), aktywnym przemieszczaniu się w towarzystwie jednej osoby dorosłej i trójki dzieci, powtarzającym się co kilka bądź kilkanaście dni szaleństwie pakowania, wróciłam do słonecznej Kalifornii. Mam za sobą pierwszą "jetlagową" noc, o dziwo przesuniętą w fazie tylko o dwie godziny. 

Ponieważ czas w podróży upływał mi powoli, pomyślałam o tym, jakimi złotymi radami odnośnie latania mogłabym się podzielić ze światem. Wszystko jest bardzo subiektywne i raczej nie spodoba się amatorom alkoholowych podróży.

1. Niezależnie od tego, jak dokładnie zaplanujesz sobie proces pakowania i jak precyzyjną listę przedmiotów do zabrania przygotujesz, przed wyjściem z domu czy hotelu i tak będziesz robić wszystko w oparach chaosu, w nadziei, że nie zapomniałeś czegoś ważnego (nie raz i nie dwa zdarzy się, że faktycznie zapomniałeś. Z listą wszystko może się zgadzać, ale kto powiedział, że lista była kompletna?)

2. Podczas lotu, zwłaszcza długiego nie pij alkoholu. Mniejsza z tym, czy serwowany jest za darmo, czy trzeba za niego dopłacać. Zapewne ilu ludzi, tyle reakcji, ale u mnie  alkohol wypity w podróży powoduje otępienie, które nie ma nic wspólnego z łatwiejszym zapadnięciem w sen. Pewnego razu, lecąc z San Francisco do Frankfurtu, postanowiłam przechytrzyć system i wypić tyle, żeby być zdolną tylko do snu. Obsługa chętnie serwowała darmowe wino, wypiłam go trochę za dużo, potem, już w nocy, proponowali koniak, którego wprawdzie nie lubię, ale celowo nie odmawiałam. Efekt był taki, że leciałam w ciemnym samolocie, wśród śpiących ludzi, nie mogąc zmrużyć oka, zbyt wstawiona, żeby skupić się na lekturze książki. Nigdy więcej. 
(Oczywiście jest duża szansa, że należysz do ludzi, którym alkohol w samolocie pomoże. Jeśli tak jest, potraktuj ten punkt i jego autorkę jako ciekawostkę przyrodniczą.)

3. Jeśli boisz się latać (ja się boję), oszczędź sobie nerwów i w miarę możliwości nie siadaj przy oknie. Ominie się trochę widoków, ale nerwy to też ważna sprawa. Choć dla widoku Grenlandii z góry warto raz wziąć się w garść i zerknąć za szybkę (patrz: zdjęcie).

4. Jeśli nadal się boisz - lataj sam albo z dzieckiem. Z moich doświadczeń wynika, że najgorzej na poziom stresu wpływają loty z kimś, komu możesz się pożalić jak bardzo się boisz, jak bardzo podejrzane wydają ci się wszelkie zmiany w odgłosach wydawanych przez silnik, jak bardzo martwisz się tym, że stewardessa ma niewyraźną minę, a samolot leci jakby trochę inaczej niż ostatnio. Jeśli lecisz sam, musisz się z tym wszystkim jakoś uporać i nie jest to takie najgorsze - może się boisz, ale brak ramienia do wypłakania się sprawia, że mniej się nakręcasz. Jeśli lecisz z dzieckiem, masz na głowie tyle innych spraw, że o strachu za bardzo nie myślisz, nawet jeśli czai się on gdzieś tam z tyłu głowy. 
A tak w ogóle - oczywiście, że wolę latać ze swoim facetem niż sama. Nie zmienia to jednak faktu, że przy nim bardziej się nakręcam i stresuję.

5. Samolotowe jedzenie może smakować mocno tak sobie, ale pamiętaj, że czas jego roznoszenia, spożywania i zbierania resztek przez obsługę to element, który wypełni ci część podróży (i tu przypominają mi się loty do Szwajcarii, kiedy to przeważnie siedziałam z tyłu, serwowanie żarcia zaś zaczynało się z przodu i przez dobre dwadzieścia minut zerkałam znad książki czy laptopa w kierunku przesuwającego się w moim kierunku wózka z niezmiennie wybrzmiewającym w myślach: „daleko jeszcze?”). 

6. Jeśli podobnie jak ja należysz do ludzi, którym zasypianie podczas lotu zupełnie nie wychodzi, miej ze sobą coś do czytania i słuchania. Nie zakładaj, że to pierwsze wystarczy. Możecie mi wierzyć czy nie, ale nawet wytrawny czytelnik potrafi dojść do etapu, w którym literki sklejają mu się przed oczami, a sen mimo to nie nadchodzi. Wtedy z pomocą przychodzą słuchawki z muzyką bądź audiobookiem.

7. Bierzcie sobie, ludzie, jakieś ciepłe ubranie do samolotu, nawet jeśli jest lato. Matko, jak ja wczoraj zmarzłam…

8. Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem jednego z tych nowych telefonów, wyprodukowanych na przestrzeni ostatnich lat, nie wyruszaj w podróż lotniczą za granicę bez spinacza do papieru. Zaufajcie kobiecie, która kiedyś naprawdę potrzebowała dostępu do Internetu i która w obliczu braku spinacza nie była w stanie zmienić karty SIM w smartfonie. Ach, i chowajcie karty, których aktualnie nie używacie, w jakieś sensowne miejsce. Ja swoją właśnie gdzieś posiałam.

2 komentarze:

  1. Źle podchodzisz do punktu #2. Potraktuj lot SFO -> FRA/MUC jak pierwszą część imprezy którą można spokojnie kontynuować dalej we FRA/MUC i następnie w kolejnym locie… aż nie nastąpi zmęczenie organizmu, bo kiedyś każdy polegnie :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Imprezowanie w powietrzu z trójką dzieci to chyba tak sobie ;-) No i ja nie latam przez FRA/MUC, jestem gorącą zwolenniczką latania przez Dublin lub Zurych ;-)

    OdpowiedzUsuń