poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Tęsknota, czyli czego brakuje mi w Kalifornii

Od dwóch tygodni z kawałkiem jestem znów w Kalifornii. I wiecie co? Chyba zaczynam tęsknić. Za Polską, za Europą. Nie ma tragedii - lubię tu być, to miejsce ma wiele zalet i wiem, że gdy kiedyś je opuszczę, będzie mi porządnie szkoda. Ale pewnych rzeczy zwyczajnie mi tutaj brak. A wśród nich są:

Spacery
To nie jest tak, że w Kalifornii nie da się pójść na spacer. Wręcz przeciwnie - w promieniu pół godziny jazdy od miejsca, w którym mieszkam, aż roi się od cudownych parków, tras spacerowych, często wijących się wśród półdzikiej przyrody. Haczyk tkwi w samochodzie, bez którego w w te wszystkie miejsca po prostu się nie dostanę. Nie jest to jakiś wielki problem, ale wolałabym móc wyjść na pobliski przystanek i podjechać w upatrzone miejsce autobusem, czytając coś po drodze albo po prostu wyłączając na trochę myślenie o czymkolwiek. 
Kompletnie też nie wyobrażam sobie tutaj „miejskich spacerów” - takiego kilkugodzinnego łażenia po ulicach, z mijaniem sklepów, kościołów czy cmentarzy. Takie coś można zrobić np. w San Francisco, ale ja tam nie mieszkam.
Drogi czytelniku i czytelniczko - jeśli zastanawiacie się czy naprawdę tęsknię za komunikacją miejską składającą się z zapchanych do granic możliwości pojazdów z aromatem przetrawionych śniadań, alkoholu, potu i perfum unoszącym się wokół głów pasażerów - odpowiedź brzmi TAK.

Niektóre owoce
Lubię wszechobecne tu awokado, ale nie zastąpi mi ono porzeczek czy wiśni. Nie wiem dokładnie jak jest z tymi pierwszymi, ale jeśli chodzi o wiśnie, to widziałam je tu zaledwie kilka razy i to w dość mikrym wydaniu. Czytałam gdzieś, że nie są tak wytrzymałe jak czereśnie i w związku z tym nie stanowią zbyt atrakcyjnego towaru dla potencjalnych sprzedawców. Z drugiej jednak strony truskawki, jeżyny czy maliny mam dostępne właściwie przez cały rok.

Śnieg
Lubię ciepło, ale coraz bardziej mi przeszkadza, że od kilku lat białą zimę oglądam tylko na zdjęciach. Nie ma nic bardziej przytulnego niż ciepły koc, kubek z grzańcem w dłoniach i noc przyprószona śniegiem za oknem. Tak, wiem - mogę zimą pojechać do Tahoe albo w inne miejsce położone wśród gór, w którym śnieg rzeczywiście pada. Ale to nie o to chodzi. Tęsknię za tym pierwszym porankiem zimy, kiedy wstaje się z łóżka i odkrywa za szybą biały świat.

Deszcz
Brzmi głupio? Wyobraź sobie, że deszcz widzisz kilka razy do roku. I to nie jest tak, że jako osoba lubiąca słońce masz po prostu problem z głowy. Kalifornia od kilku lat zmaga się z bardzo poważnym problemem suszy. Mamy nałożone ograniczenia jeśli chodzi o zużycie wody, za nieprzestrzeganie których nakładane są wysokie kary. Ogródki moich znajomych są często wyschnięte na wiór, a spacer wśród traw to niekiedy spacer wśród wysuszonych badyli. Moja czteroletnia córka na widok choćby malutkiej kałuży (zazwyczaj nie będącej skutkiem opadów atmosferycznych) cieszy się i przeżywa.

Rodzina i znajomi
Za granicą poznałam mnóstwo świetnych, wartościowych ludzi, ale jednocześnie wciąż tęsknię do tych, których zostawiłam. Niesamowite dla mnie jest to, że mimo upływu lat wiem, że mogę przylecieć do Polski i spotykać się z tymi samymi ludźmi, z którymi piłam piwo dziesięć lat temu. Wśród dawnych znajomych więcej jest też takich, którzy znają mnie lepiej, dokładniej. Stąd jeśli chodzi o to, co u mnie aktualnie słychać, często lepiej poinformowani są moi znajomi z Polski niż kalifornijscy przyjaciele. Ktoś powiedział mi kiedyś, że najsilniejsze znajomości zawieramy przed ukończeniem studiów. Dopuszczam wyjątki, ale myślę, że jednak coś w tym jest.

Pieczywo
Brak dobrego pieczywa nie spędza mi snu z powiek, bo do chlebożerców nie należę. Ale nie da się ukryć, że nigdzie nie jadłam tak dobrego chleba jak w Polsce. Tęsknię natomiast za lubelskimi cebularzami - takimi zwykłymi, albo posmarowanymi cienką warstwą masła, albo na ciepło z keczupem. Mamo, tato, jak przylecę w przyszłym roku, to poproszę więcej cebularzy :)

Grzane wino
Wiem, mogę je sobie zrobić sama. Być może w tym roku rzeczywiście tak się to skończy. Ale wino podgrzane w kuchni nie zastąpi mi tego wypitego na jarmarku bożonarodzeniowym w zimny dzień. Tak przy okazji - jeśli traficie gdzieś w Europie na niemieckiego grzańca o smaku jagodowym (czy tam borówkowym, jak chcą krakowianie), to nie zastanawiajcie się, tylko pijcie. Miałam z nim do czynienia kilka lat temu w Zurychu, rewelacja. Oczywiście dla tych, którzy lubią takie rzeczy.

Pizza z oscypkiem i żurawiną
Mój obowiązkowy punkt programu podczas każdej wizyty w Krakowie. Niektórzy pukają mi się w czoło, ale uwierzcie - to jest ten smak, którego mi brakuje. 

Bezpieczeństwo
W ciągu trzech lat spędzonych w Kalifornii sporo nad tym myślałam. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w wielu okolicznych domach znajduje się broń. Co jakiś czas słyszę o jakimś incydencie ze strzelaniem w tle. Z drugiej strony znam całkiem sporo osób, które w Polsce były co najmniej świadkami napaści np. z nożem w ręku. W kwestii prawa do posiadania broni waham się od lat, choć oczywiście wolałabym żeby w domach, które odwiedzają moje dzieci, pistoletów nie było. Nie mam natomiast wątpliwości jeśli chodzi o trzęsienia ziemi - jakoś mnie do nich nie ciągnie. Uwierzcie, leżenie na stole operacyjnym staje się jeszcze mniej komfortowe w chwili, gdy przychodzi Wam na myśl, że oto nagle ziemia może zacząć się ruszać, a wraz z nią budynek szpitala (leżałam, zdaje się, na drugim piętrze, wyżej bardziej trzęsie). Uprzedzając pytania: obyło się bez takich rewelacji. Ale faktem jest, że odkąd tu mieszkam, kalifornijska ziemia zatrzęsła się już kilka razy.

Brak różnic w czasie

Od 3 lat żyję w dwóch strefach czasowych jednocześnie. Wstaję rano, ale jednocześnie jakby po południu, bo przecież w Polsce jest już jakaś szesnasta czy siedemnasta. Jeśli chcę zadzwonić do rodziców na Skype, wiem, że muszę to zrobić najpóźniej koło południa, bo później będą już spali. Na początku, kiedy nikogo tu jeszcze nie znałam, z obawą czekałam na godzinę piętnastą. To by taki moment, kiedy Internet zdawał się zamierać. Moi europejscy znajomi szli spać i było trochę tak, jakbym zostawała całkiem sama. Teraz jest już inaczej, w Kalifornii znam mnóstwo ludzi. Ale bez uwzględniania czasu w Polsce żyć się nie da - czasem trzeba się skontaktować z jakimś bankiem czy urzędem. 

__________________________
Mniej więcej tyle. Niby mało. Ale jednocześnie - jakoś tak dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz