niedziela, 19 września 2010

Nobody expects the Spanish Inquisition!




Od wielu tygodni unikam jak ognia dobrowolnego śledzenia wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie. Oczywiście nie udaje mi się to tak do końca i całą sytuację ogarniam całkiem nieźle. Niemniej ostatnio zaczynam cenić sobie przebywanie w odległości przeszło tysiąca kilometrów od Warszawy: jeśli nie wejdę na stronę któregoś z serwisów informacyjnych ani nie pozwolę sobie na poruszanie pewnych tematów w rozmowach z rodzicami, wieści o krzyżu zwyczajnie nie będą do mnie docierać.


Generalnie kwestia poglądów religijnych jest dla mnie o wiele bardziej osobistym tematem niż orientacja seksualna. Gdyby jednak ktoś zapytał mnie o zdanie, stwierdziłabym, że według mnie krzyża przed Pałacem Prezydenckim być nie powinno. No, ale jeśli jest sporo ludzi, którym na nim zależy, a nie byłoby żadnych formalnych przeciwskazań, to na bezsenność przez to nie zapadnę. Co prawda trochę dziwi mnie poziom uporu zgromadzonych na Krakowskim Przedmieściu obrońców (to chyba im powinno zależeć na godnym miejscu dla krzyża), ale:
1) każdy myśli po swojemu
2) ja nie muszę rozumieć wszystkiego
3) ja wcale nie muszę mieć racji.

Gorzej, że od czasu do czasu dochodziły do mnie głosy o tym, że ktoś tam kogoś pod tym krzyżem zaatakował, że ktoś był posądzany o żydowski wygląd, że jakiś starszy pan rzucał słoikiem z odchodami, a ktoś inny przyniósł granat. Nieco światła rzuciła na całą sytuację akcja zorganizowana przez wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, może absurdalna, ale przynajmniej niegroźna. Potem były jeszcze jakieś protesty, przemarsze, a ja tak się przyzwyczaiłam do tego krzyża stojącego hen, tam, w Warszawie, że kolejne rozdziały tej narodowej sagi przestały do mnie docierać.

Dziś mamy niedzielę: dzień odpoczynku. Weszłam na stronę któregoś z serwisów informacyjnych i zaniemówiłam za zdziwienia. Dowiedziałam się, że przed Pałacem Prezydenckim zebrała się grupa - a właściwie tłum, bo mowa o tysiącu osób - ludzi domagających się nadania Jezusowi Chrystusowi statusu króla Polski. Wygląda na to, że oni mówią zupełnie poważnie.

A ja mam problem: bo tak naprawdę uważam, że monarchia absolutna to całkiem niegłupi system. Oczywiście przy spełnieniu kilku idealistycznych założeń. Tylko że to nie tak miało być. Słowo daję, nie planowałam, że pierwszym od czasu rozbiorów królem będzie Jezus Chrystus!

Jako niespełniony socjolog muszę jeszcze wyrazić zdziwienie z jednego powodu: nigdy nie sądziłam, że tłum starszych głównie ludzi będzie domagał się publicznie przyznania polskiego tronu zadeklarowanemu Żydowi. A podobno jesteśmy narodem nietolerancyjnym z tendencją do antysemityzmu.

Z pozytywów: dzisiejsze zdjęcia sprzed Pałacu Prezydenckiego skojarzyły mi się z pewnym skeczem. "Nobody expects the Spanish Inquisition" zawsze mnie bawiło.

Screen: www.tvn24.pl

2 komentarze: