środa, 22 września 2010

Taki Dzień Bez Samochodu, że aż strach się bać


Dowiedziałam się, że dziś obchodzony jest Europejski Dzień Bez Samochodu. Ta informacja co roku dociera do mnie z opóźnieniem, jako że samochodu nie posiadam i w najbliższym czasie nie planuję zmieniać tego stanu rzeczy. Prowadząc auto nie da się czytać książki, odpisywać na SMS-y ani drzemać. I choć dostrzegam pewne zalety posiadania własnych czterech kółek (np. kwestia dostarczania do domu zakupów), to póki co wolę piesze wędrówki między przystankami. Zwłaszcza, że tramwaje w Zurychu to całkiem fajna sprawa.


Idea Dnia Bez Samochodu jest oczywiście szczytna - w ramach poczucia solidarności z Wielką Sprawą niektórzy mobilizują się na tyle, by choć raz w roku przejechać się tramwajem czy metrem. Tyle tylko, że tramwaj, metro albo trolejbus to pojazdy poruszające się po dużych miastach. Mieszkańcy małych, dojeżdżający do pracy do innych miejscowości, często skazani są na korzystanie z usług firm przewozowych. Po naszych drogach pędzą setki busów wypełnionych ludźmi. Osobiście ich nie cierpię - od czasu do czasu jestem skazana na podróż busem z Lublina do rodzinnego Lubartowa i za każdym razem czuję się, jakbym znajdowała się w klatce śmierci. Niedawno zdarzyło mi się jechać pojazdem, który sprawiał wrażenie, jakby jego poprzedni żywot rozgrywał się na brytyjskiej prowincji - kierownica była co prawda z naszej strony, ale całe wnętrze wehikułu przypominało to, co na co dzień widzimy w autobusach: plastikowe siedzenia, środkowe drzwi przypominające do złudzenia te z komunikacji miejskiej, przyciski (oczywiście nie działały) do otwierania drzwi itd. No i anglojęzyczne napisy, sugerujące, by ustąpić miejsca osobie starszej bądź niepełnosprawnej. Dość dziwny widok na wschodnich rubieżach kraju. Autobus skakał po drodze, jakby miał za chwilę eksplodować. Ale żeby oddać sprawiedliwość właścicielowi pojazdu - większość busów na tej trasie wzbudza we mnie podobne wrażenia.

Rozsądek mówi, że skoro te busy jeżdżą, to widać się do tego nadają. Przecież muszą mieć ważne badania techniczne, a te przechodzą sprawne samochody. Oczywiście wiem, że to teoria. O praktyce poczytałam sobie dziś rano tutaj: Wstrząsające wyniki kontroli busów. Tekst w sam raz na dzień przed Europejskim Dniem Bez Samochodu.

Jeśli jest jakaś nazwa na fobię przed poruszaniem się pojazdami to ja to na pewno mam. Boję się jeździć autem. Jakimś cudem nie boję się pociągów i tramwajów. Z autobusami miejskimi jest już bardzo różnie. No, ale jak się czyta takie rzeczy, to ciężko nie nabawić się obsesji. I tu już nawet triumfalne: "Ha, miałam rację, że z tymi busami jest coś nie tak!" nie pomaga.

1 komentarz:

  1. Zawsze mozna wierzyć w swoje szczęście i w to, że jednak zawsze wsiadasz do któregoś z tych 51 sprawnych busów :)

    OdpowiedzUsuń