niedziela, 19 września 2010

Bracie mój! 100 lat!

Dokładnie 50 lat i dwa dni po wkroczeniu wojsk Związku Radzieckiego do Polski urodził się mój brat. Dotarło do mnie, że urodziny, które dziś obchodzi, to już dwudziesta pierwsza taka okazja. Po chwili uświadomiłam sobie, że będąc w tym wieku ma już prawo pić alkohol w stanie Kalifornia i nie powinien mieć problemu ze wstępem do jakiegokolwiek klubu. 

Nie żebym nagle przeżywała szok związany z tym, że mój braciszek zrobił się dorosły. Ba, np. fakt, że od kilku lat ma dziewczynę nigdy nie wydawał mi się szczególnie dziwny. Zwłaszcza, że przystojny z niego facet. Mimo to dziś, jak to przy okazji rocznic bywa, wzięło mnie na wspomnienia. Oczywiście oszczędzę tu treści większości z nich - jest spora szansa, że szanowny jubilat przeczyta te słowa - i pozostanę przy samym fakcie mojego zdziwienia, że te dwadzieścia jeden lat minęło aż tak szybko. 

Bo wiecie - nie chodzi o to, że pamiętam gdy był mały i odrabiał zadanie z polskiego w zeszycie w trzylinię. Jest znacznie gorzej: pamiętam nie tylko to, kiedy mój brat się urodził, ale również czasy, gdy w ogóle nie było go w planach. Jego pojawienie się postawiło moje życie na głowie. Np. rodzice postanowili wykorzystać fakt, że od dawna potrafiłam składać litery i przestali czytać mi głośno książki. Przeżyłam bolesne chwile, gdy mały braciszek podarł mi pierwszy numer "Kaczora Donalda" z takim właśnie, polskim tytułem (wcześniej nazywało się to "Donald Duck"), a członkowie rodziny nie chcieli w to uwierzyć. Innym razem musiałam dać sobie wytłumaczyć, że tak, małe dzieci czasami rozbijają gliniane kubki na głowie rodzeństwa. Ponieważ jednak wszystkie tego typu historie mieściły się - jak oceniam to teraz, wspominając również swoje dzieciństwo - w ramach prawidłowego rozwoju młodocianego członka społeczeństwa, nie mam do brata żalu. Nawet o tego "Kaczora Donalda". 

Bo tak naprawdę sporo mu zawdzięczam. Dzięki zasobom jego pokoju pewnego pięknego dnia zaczęłam grać w Diablo i wsiąkłam w to na dobre. Biorąc pod uwagę, że ten fakt ma związek przyczynowo-skutkowy z tym, że jakieś sześć lat później poznałam Qneksa (nie, nie online. On chyba nie grał w Diablo), to jest to całkiem spora zasługa. Tak więc jestem mu w stanie nawet wybaczyć fakt, że to nie on urodził się pierwszy i że w związku z tym uczennicą jeszcze będąc nie poznawałam dzięki niemu tuzinów starszych ode mnie kolegów. Najstarsi z jego kumpli byli młodsi ode mnie o rok, a spotykanie się z młodszym było z punktu widzenia małoletniej nastolatki co najmniej niestosowne.

Tak naprawdę jednak posiadanie młodszego brata jest całkiem fajne. Ja z moim trzymam sztamę. Jest co prawda wredny, ale raczej nie bardziej niż ja. Da się z nim pogadać o tysiącu różnych spraw. No i śmiejemy się z tych samych rzeczy, co w relacji każdego typu jest dosyć ważne.

Poza tym uwielbiam mężczyzn chodzących w koszulach, nawet tych, z którymi jestem spokrewniona.

Tak czy siak: Wszystkiego Najlepszego, Młody. I nie starzej się tak szybko, bo i mnie przy okazji przybywa lat.

P.S. Nie będzie fotki ilustracyjnej przedstawiającej brata. On teraz śpi, a jeśli wstawię jakoś bez jego zgody, to nici z dalszego wspólnego rozwijania naszych postaci w World of Warcraft. 

1 komentarz:

  1. Dzięki siostra, a umieszczaj zdjęcia ile chcesz i jakie chcesz! (No może z wyjątkiem tych upamiętniających jakim radosnym malutkim golaskiem byłem)

    OdpowiedzUsuń