czwartek, 28 października 2010

Poprzez epoki, z telefonem komórkowym przy uchu...

Słyszeliście już o aferze z "podróżnikiem w czasie"? 

Zainteresowanie wzbudził fragment filmu nakręconego w 1928 przed jednym z hollywoodzkich kin tuż przed premierą "Cyrku" Charliego Chaplina. W pewnym momencie na ekranie pojawia się obraz otyłej kobiety, która trzyma przy uchu jakiś przedmiot i zdaje się do niego mówić - zupełnie tak, jakby rozmawiała przez telefon komórkowy. 

Mówiąc szczerze, jestem tak przyzwyczajona do tego, że żyję w XXI wieku, że gdyby nie lektura tekstu omawiającego film mogłabym w ogóle nie zwrócić uwagi na to, że coś jest nie tak. No bo co dziwnego jest w grubej babie, która idzie przez ulicę i gada przez komórkę? 

W Internecie roi się od dyskusji na temat tego, co możemy zobaczyć na tym filmie. A ja mam pewien problem: bo choć zdrowy rozsądek zabrania mi branie pod uwagę scenariusza o podróżniczce w czasie, to na swój sposób miło byłoby się dowiedzieć, że coś w tym jest. I że tak się da. Nie dalej jak kilka dni temu oglądałam na Youtube fragmenty filmowej wersji "Godziny pąsowej róży" - jednej z ważniejszych książek mojego dzieciństwa, o nastolatce mieszkającej w Warszawie XX wieku, która niespodziewanie przeniosła się o jedno stulecie wstecz. Pamiętam, że czytając powieść Marii Krüger byłam zachwycona i myślałam o tym, że może kiedyś, gdy będę już dorosła, naukowcy znajdą jakiś sposób na przenoszenie nas w inne czasy. 

Miło by było wiedzieć, że realizacja dziecięcych marzeń o podróżach między epokami będzie kiedyś możliwa. Odwiedzić XIX-wieczny Londyn (to snobistyczne miasto dostało swoje metro w roku, kiedy my mieliśmy powstanie styczniowe. Nieźle, nie?), wskoczyć do średniowiecza. Na pewno też wybrałabym się na kilka teatralnych premier "Dziadów". Choć po obejrzeniu "Efektu motyla" dostrzegam również wady wprowadzenia do naszego życia takiej funkcjonalności. Wyprawy w przyszłość również odpadają. Przeczytałam za dużo SF żeby mieć takie pomysły. Ale wycieczka wstecz - czemu nie?

Chyba jednak nic z tego. Teoria, że kobieta z pochodzącego z 1928 roku filmu trzymała przy uchu po prostu to: link nie musi być oczywiście słuszna, ale udowadnia, że całą sprawę da się wytłumaczyć racjonalnie.

1 komentarz:

  1. No ale jakby to miały być skoki taki jak u Chmielewskiej w Przeklętej barierze, to by nie było fajnie ...

    OdpowiedzUsuń