Dla wielu osób przyjeżdzających po raz pierwszy do Zurychu szokiem są chodniki zasypane petami. No, może trochę z tym przesadzam, ale tutejszym ulicom daleko do wzorcowej czystości. Szwajcarzy palą i to sporo, a robiąc to na ulicy, resztki papierosów rzucają tam gdzie popadnie - czyli najczęściej gdzieś w okolicach własnych stóp. Pamiętam, że kiedy pojawiłam się tu po raz pierwszy, pewnego ciepłego popołudnia 2008 roku, zmęczona podróżą przeżyłam spore rozczarowanie: spodziewałam się pięknych, czystych ulic, a tymczasem zobaczyłam śmietnik.
Od 1 maja 2010 r. w Zurychu obowiązuje zakaz palenia w knajpach i restauracjach, co nieco zmniejszyło problem. Jako niepaląca, ale mimo wszystko w miarę tolerancyjna (w końcu mam wśród znajomych i palaczy) kilkakrotnie cofałam się od wejścia lokalu po tym, jak poczułam woń papierosowego dymu przepełniającego wnętrza. Po 1 maja można wejść do knajpy bez ryzyka uduszenia się, ale fani ogródków na zewnątrz lokali muszą już liczyć się z tym, że będą cieszyć się piękną pogodą i dajmy na to obiadem w obłokach dymu.
Jeśli wyjdę rano z domu i pójdę w kierunku najbliższego przystanku tramwajowego, minę po drodze kawiarenkę i lokal z fast foodami, których popijający na zewnątrz kawę goście będą puszczać przed siebie (czyli we mnie) zrelaksowane dymki. Na przystanku oczekujący na pojazd pasażerowie umilą sobie oczekiwanie papierosami i bardzo często to właśnie oni zajmą miejsca siedzące. Palących spotkam na peronach. Hala dworca w Zurychu, a raczej zapach, który w niej dominuje w sobotnie wieczory, przywodzi czasem na myśl wnętrza pokątnych spelunek rodem z filmu o gangsterach. Palą dorośli, ale też nastoletnie dzieciaki, w tym dziewczęta wyglądające nienaturalnie staro pod warstwami przesadzonego makijażu. Pocieszanie się, że w wieku lat 30 będą wyglądać jak stare zdziry niewiele da, jeśli akurat będę czekać na ten sam pociąg.
Na szczęście nie wolno palić w środkach komunikacji miejskiej i w pociągach. Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy by zapalić w sklepie, ale niedawno widziałam młodego człowieka maszerującego między stoiskami w Globusie (to taki szwajcarski, trochę snobistyczny dom handlowy) ze zgaszonym papierosem w ustach.
Patrząc na setki petów rzuconych na dowolnie wybranym przystanku w Zurychu zachodzę w głowę, jak to możliwe, że mieszkańcy tego miasta dopuścili (tak, dopuścili - przecież tu wszystko przechodzi przez referendum) do wyprowadzenia dymków z restauracji i knajp. A może ten cud mógłby pójść nieco dalej i objąć te nieszczęsne przystanki? Stanie z torbami pełnymi zakupów dlatego, że pod daszkiem na ławce schroniła się grupa palaczy wydaje mi się absurdem, niestety powtarzającym się dość często.
Goście oczywiście zauważyli, że w mieście króluje papieros. I jak tu wytłumaczyć, że Szwajcaria jest porządna, że tu wszystko chodzi jak w zegarku, że ludzie mili, że przestrzegają przepisów, że organizacja pierwsza klasa... Do tego piękne góry i jeziora. I kupa petów w tle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz