niedziela, 3 października 2010

Okiem niepalącego turysty, czyli pety w Zurychu

Wizyty gości mają jedną niezaprzeczalną zaletę: są bardzo dobrą okazją do obserwowania świata, w którym żyjemy, tak trochę z zewnątrz. I zauważenia rzeczy, na które na co dzień przymyka się już oko. No, choć czasami się po prostu nie da.

Dla wielu osób przyjeżdzających po raz pierwszy do Zurychu szokiem są chodniki zasypane petami. No, może trochę z tym przesadzam, ale tutejszym ulicom daleko do wzorcowej czystości. Szwajcarzy palą i to sporo, a robiąc to na ulicy, resztki papierosów rzucają tam gdzie popadnie - czyli najczęściej gdzieś w okolicach własnych stóp. Pamiętam, że kiedy pojawiłam się tu po raz pierwszy, pewnego ciepłego popołudnia 2008 roku, zmęczona podróżą przeżyłam spore rozczarowanie: spodziewałam się pięknych, czystych ulic, a tymczasem zobaczyłam śmietnik.

Od 1 maja 2010 r. w Zurychu obowiązuje zakaz palenia w knajpach i restauracjach, co nieco zmniejszyło problem. Jako niepaląca, ale mimo wszystko w miarę tolerancyjna (w końcu mam wśród znajomych i palaczy) kilkakrotnie cofałam się od wejścia lokalu po tym, jak poczułam woń papierosowego dymu przepełniającego wnętrza. Po 1 maja można wejść do knajpy bez ryzyka uduszenia się, ale fani ogródków na zewnątrz lokali muszą już liczyć się z tym, że będą cieszyć się piękną pogodą i dajmy na to obiadem w obłokach dymu.

Jeśli wyjdę rano z domu i pójdę w kierunku najbliższego przystanku tramwajowego, minę po drodze kawiarenkę i lokal z fast foodami, których popijający na zewnątrz kawę goście będą puszczać przed siebie (czyli we mnie) zrelaksowane dymki. Na przystanku oczekujący na pojazd pasażerowie umilą sobie oczekiwanie papierosami i bardzo często to właśnie oni zajmą miejsca siedzące. Palących spotkam na peronach. Hala dworca w Zurychu, a raczej zapach, który w niej dominuje w sobotnie wieczory, przywodzi czasem na myśl wnętrza pokątnych spelunek rodem z filmu o gangsterach. Palą dorośli, ale też nastoletnie dzieciaki, w tym dziewczęta wyglądające nienaturalnie staro pod warstwami przesadzonego makijażu. Pocieszanie się, że w wieku lat 30 będą wyglądać jak stare zdziry niewiele da, jeśli akurat będę czekać na ten sam pociąg.

Na szczęście nie wolno palić w środkach komunikacji miejskiej i w pociągach. Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy by zapalić w sklepie, ale niedawno widziałam młodego człowieka maszerującego między stoiskami w Globusie (to taki szwajcarski, trochę snobistyczny dom handlowy) ze zgaszonym papierosem w ustach. 

Patrząc na setki petów rzuconych na dowolnie wybranym przystanku w Zurychu zachodzę w głowę, jak to możliwe, że mieszkańcy tego miasta dopuścili (tak, dopuścili - przecież tu wszystko przechodzi przez referendum) do wyprowadzenia dymków z restauracji i knajp. A może ten cud mógłby pójść nieco dalej i objąć te nieszczęsne przystanki? Stanie z torbami pełnymi zakupów dlatego, że pod daszkiem na ławce schroniła się grupa palaczy wydaje mi się absurdem, niestety powtarzającym się dość często. 

Goście oczywiście zauważyli, że w mieście króluje papieros. I jak tu wytłumaczyć, że Szwajcaria jest porządna, że tu wszystko chodzi jak w zegarku, że ludzie mili, że przestrzegają przepisów, że organizacja pierwsza klasa... Do tego piękne góry i jeziora. I kupa petów w tle? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz