Dowiedziałam się, że przyznano kolejną nagrodę literacką Nike. Jest mi trochę głupio, bo o ile kilka lat temu śledziłam losy tego konkursu dość uważnie, o tyle od pewnego czasu dowiaduję się co zostało uznane za książkę roku już jakiś czas po fakcie. Z przykrością stwierdzam, że nie żałuję.
Nie znam się na poezji i odmawiam wypowiadania się na jej temat. Dany wiersz może mi się podobać, ale przeczytałam za mało poezji w swoim życiu - a może po prostu brak mi w tym względzie jakiegoś szczególnego zmysłu - bym potrafiła ocenić utwór w kategoriach jakościowych. A jak powiedział profesor Borowski, historyk literatury może uważać, że krzesło należące do Ludwika XIV było ohydne, ale powinien być w stanie ocenić jego wartość na tle estetyki epoki. Ponieważ zaś ja jestem w kwestii wierszy totalnym laikiem, milknę gdy rozmowa schodzi na temat poezji.
Czytam za to prozę i to w dość sporych ilościach. W czasach uczniowskich i studenckich starałam się śledzić losy kolejnych Nike i czytać nagradzane oraz nominowane powieści. Dzięki temu sięgnęłam po raz pierwszy po Myśliwskiego, którego sposób pisania bardzo przypadł mi do gustu. Poprzez ten system zapoznałam się też z "Pawiem królowej" Masłowskiej, które to spotkanie zakończyło się z mojej strony mentalnym pawiem. Otworzyłam oczy ze zdumienia, że komuś przyszło do głowy, że "Gnój" Kuczoka to bardzo dobra książka (naprawdę, nie znalazłam w niej niczego wyjątkowego. Do dziś podejrzewam, że członkom jury chodziło wyłącznie o to, że autor poruszył w swojej powieści taki a nie inny temat) i pochłonęłam klimatyczne "W ogrodzie pamięci" Joanny Olczak-Ronikier. Sięgnęłam w końcu po dzieła Jerzego Pilcha, które czytałam, bo wchodziły łatwo, choć ciężko mi było doszukać się w nich czegoś więcej. Poza tym przy lekturze prawie każdej jego książki miałam wrażenie, że po głowie pana Pilcha chodziły inne powieści, kiedyś tam przeczytane. No niech ktoś mi powie, że kiedy czyta się "Marsz Polonia" nie przychodzi na myśl Konwicki!
Niezależnie jednak od tego czy dana książka mi się podobała czy nie, ciągle miałam wrażenie, że prawie każdego roku czytałam polskie książki lepsze od tych nagradzanych. A kiedy wszyscy zapomnieli o "Lodzie" Dukaja, pomyślałam złośliwie, że członkom jury pewnie nie chciało się czytać tysiąca stron tekstu.
Tak czy owak, gdybym swoje czytelnicze preferencje miała opierać głównie na guście tych od Nike, czytałabym w dużej mierze mało interesujące książki, o których zapomina się wkrótce po lekturze. Na szczęście istnieją recenzje, dzięki którym mogę zdecydować, czy po daną powieść jest sens sięgać. Czasami jest.
W tym roku laureatem Nike został Tadeusz Słobodzianek za dramat "Nasza klasa" (link). Przez moment myślałam, że może ktoś wpadł na ciekawy pomysł napisania czegoś czerpiąc z doświadczenia kontaktu z pewnym polskim portalem, podpinając to pod głębię rozważań nad współczesną kondycją człowieka i przeobrażaniem się polskiej mentalności. Dowiedziałam się jednak, że "bohaterami Naszej klasy są polscy i żydowscy uczniowie przedwojennej szkoły w małym miasteczku" (link). To może być nawet ciekawe i przyjemne, sama pochodzę z miejscowości, która przed wojną zamieszkiwana była w dużej mierze przez Żydów. Teraz zresztą mieszkam w mieście, w którym ortodoksyjnie się noszących Żydów jest mnóstwo - choć to akurat nie ma nic do rzeczy.
Pewnie przeczytam tę "Naszą klasę". Choć trochę szkoda mi, że to nie o nk.pl. To naprawdę mogłoby być ciekawe.
Mam podobne przemyślenia. Dotyczą zresztą nie tylko Nike, ale i Nobla. Mam wręcz reakcję obronną i staram się po nagrodzone książki nie sięgać. Sam się karmię, według własnego uznania, a nie koniunktury. W przypadku Nike mam wrażenie, że nagradza się temat, a nie samo dzieło. RGdak
OdpowiedzUsuń