W mieszkaniu za granicą (czy może raczej: pomieszkiwaniu, bo przecież ja za jakiś czas wrócę do Krakowa) ciekawym rozdziałem są wizyty u lekarza. Bo powiedzmy sobie szczerze, że język obcy na poziomie czytania powieści czy rozmów przy piwie to trochę co innego niż rozmowa o fizycznych dolegliwościach z użyciem fachowych terminów. Poza tym ja zawsze uważałam się za osobę raczej zdrową (no dobra, mam zepsute to i owo, ale...) i lekarskie wizyty były czymś, co chciałam mieć jak najszybciej za sobą. Tak czy siak po upłynięciu pewnego czasu stwierdziłam, że skoro już wyszło tak, że mieszkam w Szwajcarii i jestem tu ubezpieczona, to nie będę się wygłupiać z lataniem do polskich lekarzy przy okazji każdej fizycznej usterki.
Łatwo powiedzieć, ale szwajcarski system ubezpieczeń zdrowotnych po kilku latach korzystania z niego wciąż pozostaje dla mnie w dużej mierze tajemnicą. Po początkowej radości z tego, że pracodawca nie zabiera Ci z Twojej pensji pieniędzy na ubezpieczenie, przyszło otrzeźwienie związane ze świadomością, że tak czy siak będziesz musiał wyłożyć na to korzystając z własnych, znajdujących się już na koncie środków. Możliwości i wariantów ubezpieczenia jest tyle, że ja sama staram się o tym za dużo nie myśleć, wychodząc z założenia, że pani od polisy została poinformowana, czego potrzebuję i zapewniła mi zawierający te elementy pakiet. Niedawno przejrzałam tabelkę zawierającą szczegóły mojego ubezpieczenia i dowiedziałam się, że m.in. będę mieć częściowo refundowane koszty leczenia psychiatrycznego. Więc w razie czego nie jest tak najgorzej.
Kilka rzeczy jednak zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
Lekarza wybieram najczęściej ze strony doktor.ch. W wielu przypadkach mogę tu dowiedzieć się nie tylko jakich lekarzy mam do wyboru, ale uzyskać informacje typu data napisania pracy dyplomowej czy języki, w których dany specjalista mówi (to akurat dość istotne dla kogoś, kto nie jest Szwajcarem i nie rozumie zbyt dobrze miejscowego, szwajcarskiego narzecza). Jak na razie nie udało mi się trafić na lekarza, który by nie był miły - wręcz przeciwnie, wszyscy tryskali na mój widok uśmiechami na prawo i lewo. Co ciekawe, nie chcą pieniędzy - mechanizm działa w ten sposób, że kilka tygodni po wizycie dostaję do swojej skrzynki rachunek, który mam następnie w ciągu 30 dni uregulować. Często podobnie działa to z lekami - w aptece proszą mnie po prostu o kartę ubezpieczeniową. Od czasu do czasu jednak każą mi za coś zapłacić - póki co nie zdołałam jeszcze ustalić tak do końca od czego to zależy. Rachunki wysyłamy ubezpieczycielowi, w nadziei, że oni wiedzą lepiej od nas co dalej należy z tym zrobić. No cóż - mechanizmu tak w stu procentach nie rozumiem, ale ostatnio dostałam nawet jakiś zwrot kosztów wizyt lekarskich, więc chyba to wszystko jednak działa.
Rachunki same w sobie też są ciekawe - jest na nich wypisane dosłownie wszystko, co pacjentowi podczas wizyty robiono. Jest też opłata za każde 5 czy 10 kolejnych minut konsultacji medycznej. Jeden z rachunków, które dostałam, zawierał punkt o kosztach odpowiedzi na mojego maila - na szczęście pani doktor odpisując mi zmieściła się w 5 minutach.
Moim ostatnim osiągnięciem na polu medycznym jest wyprawa do szwajcarskiej dentystki. Po wypełnieniu ankiety na temat mojego aktualnego stanu zdrowia (nie, nie mam problemu z utratą przytomności i nie leczę się na żadną przewlekłą chorobę; skończyłam takie to a takie studia - tak, o to też pytają) zapowiedziano mi, że teraz zrobią mi zdjęcie, bo potrzebują tego do mojej karty pacjenta. Niestety, rezultatu fotograficznych starań pani z recepcji nie udało mi się zobaczyć. Nie mam zielonego pojęcia, po co gabinetowi dentystycznemu moje zdjęcie - Dawid mówi, że to na wypadek gdybym nie zapłaciła rachunku i trzeba mnie było ścigać listem gończym.
Przez to wszystko jednak mam od czasu do czasu sny, w których odwiedzam polskich lekarzy i usiłuję dogadać się z nimi po angielsku czy niemiecku, by pod koniec wizyty dowiedzieć się, że tak naprawdę mogłam od początku mówić po polsku. Trauma.
Podsumowując, lecznictwo szwajcarskie czy polskie?
OdpowiedzUsuńWiesz, ja bym powiedziała, że szwajcarska, ale mimo wszystko jeszcze krótko z niej korzystam. Z kolei polska służba zdrowia dobrej opinii raczej nie ma...
OdpowiedzUsuń