niedziela, 12 grudnia 2010

Kilka słów o wizytach u szwajcarskich lekarzy

W mieszkaniu za granicą (czy może raczej: pomieszkiwaniu, bo przecież ja za jakiś czas wrócę do Krakowa) ciekawym rozdziałem są wizyty u lekarza. Bo powiedzmy sobie szczerze, że język obcy na poziomie czytania powieści czy rozmów przy piwie to trochę co innego niż rozmowa o fizycznych dolegliwościach z użyciem fachowych terminów. Poza tym ja zawsze uważałam się za osobę raczej zdrową (no dobra, mam zepsute to i owo, ale...) i lekarskie wizyty były czymś, co chciałam mieć jak najszybciej za sobą. Tak czy siak po upłynięciu pewnego czasu stwierdziłam, że skoro już wyszło tak, że mieszkam w Szwajcarii i jestem tu ubezpieczona, to nie będę się wygłupiać z lataniem do polskich lekarzy przy okazji każdej fizycznej usterki.

Łatwo powiedzieć, ale szwajcarski system ubezpieczeń zdrowotnych po kilku latach korzystania z niego wciąż pozostaje dla mnie w dużej mierze tajemnicą. Po początkowej radości z tego, że pracodawca nie zabiera Ci z Twojej pensji pieniędzy na ubezpieczenie, przyszło otrzeźwienie związane ze świadomością, że tak czy siak będziesz musiał wyłożyć na to korzystając z własnych, znajdujących się już na koncie środków. Możliwości i wariantów ubezpieczenia jest tyle, że ja sama staram się o tym za dużo nie myśleć, wychodząc z założenia, że pani od polisy została poinformowana, czego potrzebuję i zapewniła mi zawierający te elementy pakiet. Niedawno przejrzałam tabelkę zawierającą szczegóły mojego ubezpieczenia i dowiedziałam się, że m.in. będę mieć częściowo refundowane koszty leczenia psychiatrycznego. Więc w razie czego nie jest tak najgorzej.

Kilka rzeczy jednak zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.

Lekarza wybieram najczęściej ze strony doktor.ch. W wielu przypadkach mogę tu dowiedzieć się nie tylko jakich lekarzy mam do wyboru, ale uzyskać informacje typu data napisania pracy dyplomowej czy języki, w których dany specjalista mówi (to akurat dość istotne dla kogoś, kto nie jest Szwajcarem i nie rozumie zbyt dobrze miejscowego, szwajcarskiego narzecza). Jak na razie nie udało mi się trafić na lekarza, który by nie był miły - wręcz przeciwnie, wszyscy tryskali na mój widok uśmiechami na prawo i lewo. Co ciekawe, nie chcą pieniędzy - mechanizm działa w ten sposób, że kilka tygodni po wizycie dostaję do swojej skrzynki rachunek, który mam następnie w ciągu 30 dni uregulować. Często podobnie działa to z lekami - w aptece proszą mnie po prostu o kartę ubezpieczeniową. Od czasu do czasu jednak każą mi za coś zapłacić - póki co nie zdołałam jeszcze ustalić tak do końca od czego to zależy. Rachunki wysyłamy ubezpieczycielowi, w nadziei, że oni wiedzą lepiej od nas co dalej należy z tym zrobić. No cóż - mechanizmu tak w stu procentach nie rozumiem, ale ostatnio dostałam nawet jakiś zwrot kosztów wizyt lekarskich, więc chyba to wszystko jednak działa. 

Rachunki same w sobie też są ciekawe - jest na nich wypisane dosłownie wszystko, co pacjentowi podczas wizyty robiono. Jest też opłata za każde 5 czy 10 kolejnych minut konsultacji medycznej. Jeden z rachunków, które dostałam, zawierał punkt o kosztach odpowiedzi na mojego maila - na szczęście pani doktor odpisując mi zmieściła się w 5 minutach.

Moim ostatnim osiągnięciem na polu medycznym jest wyprawa do szwajcarskiej dentystki. Po wypełnieniu ankiety na temat mojego aktualnego stanu zdrowia (nie, nie mam problemu z utratą przytomności i nie leczę się na żadną przewlekłą chorobę; skończyłam takie to a takie studia - tak, o to też pytają) zapowiedziano mi, że teraz zrobią mi zdjęcie, bo potrzebują tego do mojej karty pacjenta. Niestety, rezultatu fotograficznych starań pani z recepcji nie udało mi się zobaczyć. Nie mam zielonego pojęcia, po co gabinetowi dentystycznemu moje zdjęcie - Dawid mówi, że to na wypadek gdybym nie zapłaciła rachunku i trzeba mnie było ścigać listem gończym.

Przez to wszystko jednak mam od czasu do czasu sny, w których odwiedzam polskich lekarzy i usiłuję dogadać się z nimi po angielsku czy niemiecku, by pod koniec wizyty dowiedzieć się, że tak naprawdę mogłam od początku mówić po polsku. Trauma.

2 komentarze:

  1. Podsumowując, lecznictwo szwajcarskie czy polskie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ja bym powiedziała, że szwajcarska, ale mimo wszystko jeszcze krótko z niej korzystam. Z kolei polska służba zdrowia dobrej opinii raczej nie ma...

    OdpowiedzUsuń