czwartek, 25 listopada 2010

Notka o mojej nowej szczoteczce

- O, co kupujemy? - zapytałam, kiedy kilka dni temu zobaczyłam na ekranie małżonka słowo "Bestellung". Spodziewałam się standardowej odpowiedzi, z której dowiedziałabym się, że przedmiotem zakupu jest jakiś bardzo ważny kabelek, karta pamięci, lub inny przedmiot związany z aparatem fotograficznym bądź komputerem. Na takie sprawy jestem raczej uodporniona, a odkąd w pokoju, który po cichu uważam za swój (z racji tego, że tu stoi moje ukochane, wypatrzone biurko oraz że spędzam tu dużo czasu na czytaniu i pisaniu), stanęły dwa potężne statywy do specjalnych, odbijających światło parasolek i lamp błyskowych, moja tolerancja dla hobby pana D. sięga o wiele dalej niż kiedyś. Inną możliwą odpowiedzią, którą dopuszczałam, było słowo "odkurzacz", bo z zakupem nowego, który skuteczniej niż obecnie używany radziłby sobie z kocią sierścią, nosimy się już dłuższy czas. A w tym przypadku wiadomo, że milej jest, gdy ktoś przyniesie nam taki odkurzacz pod drzwi i wyręczy z konieczności biegania z nim po mieście.

Tym razem jednak małżonkowi udało się mnie zaskoczyć. - Kupiłem szczoteczki do zębów! - oświadczył, jakby to była rzecz najnaturalniejsza na świecie, że szczoteczki kupuje się przez Internet. Po chwili okazało się, że chodzi o szczoteczki elektryczne (o zakupie których faktycznie myśleliśmy, poprzedni zestaw odmówił działania już kilka lat temu, a komfort po umyciu zębów zwykłą szczoteczką oceniam jako znacznie gorszy). Ze śledztwa przeprowadzonego przez Dawida wynikało, że ich zakup będzie bardziej opłacalny w sklepie internetowym niż zwykłym.  Oczywiście, postawionej w takiej sytuacji, wypadało mi tylko czylić czoła przed mężowską roztropnością.

Wczoraj wczesnym wieczorem położyłam się, by odespać nieco poprzednią, mocno zarwaną noc. Obudził mnie po chwili chrzęst klucza w zamku. Małżonek wrócił z pracy. W dodatku nie sam. Przysłali szczoteczki...

Nowy zakup został natychmiast przyniesiony do mnie (leżałam w łóżku w sypialni) i rozpakowany. Byłam totalnie zaspana i cała sytuacja wydawała mi się mocno absurdalna. Zwłaszcza opowieść o tym, że szczoteczki mają kilka trybów mycia, że świeci się w nich światełko, jeśli przyciska się je zbyt mocno i że co pół minuty robią "coś", co oznacza sygnał, że należy zacząć myć inną część szczęki. Wszystko to sprawiło, że do wieczornego umycia zębów zwyczajnie bałam się zabrać. W końcu umyłam zęby szybko, na zasadzie "miejmy to już z głowy".

Rano zostałam z nowymi szczoteczkami sam na sam. Zauważyłam to przemykając z sypialni do kuchni. Z mijanej po drodze łazienki coś zamrugało do mnie zielono. Na szczęście, zanim dostałam zawału, okazało się, że to szczoteczka, której w trybie ładowania migocze światełko. Wspaniale, prawda?

Chcąc nie chcąc, w końcu musiałam sama użyć tego potwora. Ostrożnie sunęłam włosiem po zębach, wypatrując sygnału świadczącego o tym, że mam zacząć szorować gdzieś indziej. Chyba go przegapiłam. Próbowałam też dociskać szczoteczkę do zębów, by zobaczyć, jak działa ostrzegawcze czerwone światełko, ale doszłam do wniosku, że prędzej wybiję sobie uzębienie niż osiągnę zamierzony cel. Lekko zrezygnowana zapytałam przez telefon męża, gdzie mogę znaleźć swoją starą, zwykłą szczoteczkę.
- Schowałem! - padła triumfalna odpowiedź.

Dziś przyszedł odkurzacz. Póki co unikam dotykania pudełka.

3 komentarze:

  1. Niejaki Daniel Tammet nie mógł używać zwykłej szczoteczki, bo wydawany przez nią dźwięk był nie do wytrzymania.Rozwiązaniem okazała się szczoteczka elektryczna ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci - jako pierwszy blog "rozrywkowy" zostanie Twój dodany do mojego czytnika RSS na komórce (szkoda że tak późno, ale dzięki temu mam teraz wiecej, wiece, więcej archiwum ;) ) :)

    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @kgsz Widzę, że ostro nadrabiasz zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń