sobota, 20 lutego 2010

Zamiast wstępu

Dzisiejszy dzień był inny niż poprzednie: przemoczyłam sobie nogi, bo spacer uliczkami na osiedlu domków jednorodzinnych, na którym mieszkam, przypominał bardziej brodzenie w wodzie niż wędrówkę do pracy pani redaktor. Nieodzownym elementem poprzednich tygodni było żmudne przedzieranie się przez sterty śniegu, usuniętego tylko tam, gdzie komuś to przyszło do głowy. Spora odmiana.


Ta noc też jest nieco inna. Po pierwsze, po raz pierwszy od jesieni pada deszcz. Siąpi już od kilku godzin. Siedzę na łóżku w swoim warszawskim pokoju i wsłuchuję się z prawdziwą przyjemnością w odgłos kropli uderzających o szyby. Ja naprawdę bardzo lubię zimę. Ale ostatnio było jej trochę za dużo. Nie to, że za zimno, że zbyt dużo śniegu. Gorsze były te godziny spędzone na dworcach, a potem w zimnych pociągach. I zamknięte drzwi do łazienki w Intercity - bo woda zamarzła.


Jest inaczej niż ostatnio, zatem to może być dobry moment do założenia bloga. Miałam w życiu dwa: pierwszy, który prowadziłam przez kilka lat, był klasycznym internetowym dziennikiem, tworzonym w czasach, w których mogłam napisać co nieco o swoich rozterkach i drobnych miłostkach bez ryzyka, że przeczyta to połowa ludzi na moim roku czy w pracy. Drugi powstał w mało ciekawym momencie mojego życia, kiedy czułam potrzebę uzewnętrzniania się, ale tylko wobec osób, co do których byłam pewna, że nie pukną mi się w czoło. Kto wie, może czas przestać się bawić w tajemnice. Jestem jaka jestem. A że potrzebę pisania mam, to piszę.

3 komentarze:

  1. Witaj, Agatko, w Blogo-sławionej Krainie. Będę Cię tu odwiedzać. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo mnie to cieszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie każdy pisał kiedyś takiego bloga. Ja swojego, w którym się "uzewnętrzniałam", prowadziłam cztery lata ;) Gosia

    OdpowiedzUsuń