wtorek, 2 października 2012

O tym, jak Agata chciała się napić grzańca

To, co lubię w zimie, to smak grzanego piwa z sokiem i przyprawami. A ponieważ mam tak, że smaki kojarzą mi się zazwyczaj z konkretnymi wydarzeniami w moim życiu, to zimowe wieczory spędzone przy ciepłym trunku przywodzą mi zawsze na myśl czasy studenckie, kiedy to przesiadywaliśmy z Dawidem długie godziny w pobliskiej Cafe Szafe, w którym to miejscu po raz pierwszy skosztowałam wspomnianego napoju.

W Szwajcarii pomysł podgrzewania piwa i dolewania do niego syropu budził zdziwienie. O piciu czegoś takiego w knajpie mogłam tyko pomarzyć (choć przyznaję, że nigdy nie próbowałam złożyć odpowiedniego zamówienia), ale robiliśmy sobie grzańce w domu. Najchętniej z syropem cynamonowym, często z malinowym. Do tego goździki i cynamon. 

Tuż po przylocie do Kalifornii naszła nas ochota na takie właśnie piwo. Fakt, do zimy jeszcze daleko, poza tym takiej prawdziwej raczej tu nie uświadczymy, ale wieczory bywają chłodne, więc pomysł miał jakiś sens. Zwłaszcza, że rozsądek podpowiadał, że ten wieczorny chłód będzie coraz większy. No wiecie: wieczór, my na balkonie, owinięci w jakieś koce, rozgrzewający się grzańcem. Zakupiliśmy kufle, przywieźliśmy ze sklepu zapas piwa i przypraw. Zorientowaliśmy się, że gdzieś posialiśmy cynamon i goździki, choć byliśmy niemal pewni, że dwa małe słoiczki z przyprawami przywieźliśmy ze sobą, zawinięte starannie w ubrania. 

W ten sposób doszliśmy do etapu syropów. Wydawało się, że nie ma nic prostszego - któregoś dnia podczas zakupów zaczęliśmy przeglądać półki w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do grzańca. Po pewnym czasie (i skorzystaniu z pomocy pani ekspedientki) zdołaliśmy znaleźć syrop malinowy. Niestety, okazało się, że jest to produkt spełniający się lepiej w roli polewy do naleśników - miał bardzo gęstą konsystencję i opadał na dno kufla.

Z pomocą przyszedł Amazon. Zamówiliśmy syropy malinowy i cynamonowy i grzecznie czekaliśmy na dostawę. Sprawa nie była najprostsza - dzięki opcji śledzenia przesyłki dowiedziałam się, że syropy wędrowały FedEksem ze wschodniego wybrzeża, zaliczając po drodze między innymi Pennsylwanię i Ohio. W końcu dotarły do nas trzy butelki w naprawdę wielkim pudle, wypełnionym głównie papierem. 

Zebranie potrzebnych składnikow zajęło nam mniej więcej dwa tygodnie. Okazało się jednak, że z robienia grzańca nici. Przynajmniej na razie. Jest po prostu za ciepło.

Drugi października, godzina 10.30. Na zewnątrz jest w tej chwili 26 stopni. Tym samym ochota na grzańca zupełnie mi przechodzi. Chyba naprawdę będę musiała poczekać do grudnia.

________
P.S. Przeciwników "psucia" piwa sokiem muszę zasmucić. Innego nie lubię.

6 komentarzy:

  1. Agatko, grzańca wszak można przyrządzić całkiem ciekawie i bez gotowego syropu. Ugotuj sobie zaprawę z plastrów pomarańczy i/lub cytryn ze skórką, malin i innych leśnych owoców albo i tego gęstego syropu, żywego cynamonu, przypraw (gałka muszkatołowa, goździki, niektórzy dają nawet ziele angielskie) i cukru po prostu podgotowujesz, a potem zaprawiasz tyle piw, ile masz ochotę. Wariantem jest polewka piwna, gdzie dodajesz do tego ukręcone żółtka z cukrem (wtedy mniej cukru w zaprawie), ale to tworzy na tyle potężną i zabójczą kombinację, że trzeba tym zalewać kostki lekko kwaśnego twarogu dla kontrastu i jeść łyżką, a nie wiem, czy macie w Kalifornii takie luksusy jak twaróg ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Antek: Dzięki! Może się skuszę na takie większe syropowe gotowanie zimą. Twaróg powinien się znaleźć, choć chyba prędzej go wykorzystam do sernika. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli grzane piwo ma porządnie rozgrzać, to nie można zapomnieć o imbirze. Najlepszy byłby świeży, tarty, ale kupiony w torebce (tak jak każda inna przyprawa) też się nada.

    Mój przepis na grzane piwo to: piwo, sok malinowy (w ilościach półhurtowych), imbir, kardamon, goździki i gałka muszkatołowa. Czasami cynamon, ale najwyżej szczyptę.

    Pozdrawiam z Krakowa, w którym właśnie zaczynają grzać kaloryfery :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agata, polewka jest niezapomnianym przeżyciem, nie próbujcie jej robić za dużo: trudno jest wypić więcej niż półtora kubka, zatyka :) Twaróg powinien być do tego dobrze odciśnięty, żeby dał się kroić w kostki i nie rozpadł po zalaniu.

    Imbir oczywiście tak, dużo. Pewnie też pieprz i chili nie zaszkodzi. Ale to już wedle gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polewka dobra jest, ale chili to abominacja. Imbir tak, pieprz mniej obowiązkowo, gałka muszkatołowa tak. Twaróg oczywiście tak. Może być również wielkanocny (znaczy, ugnieciony z żółtkiem i kminkiem, zapieczony i wtedy w kostkę i do polewki).

      Usuń
  5. Dziękuję za rady. Co do polewki z twarogiem, to jakoś wolałabym, by ktoś najpierw mnie tym poczęstował. :-)

    OdpowiedzUsuń