sobota, 15 września 2012

Niebezpieczne promocje

Od dawna miałam opracowaną metodę na robienie zakupów. Mniej więcej raz w tygodniu zamawialiśmy większość potrzebnych nam rzeczy przez Internet, posiłkując się sporządzoną wcześniej listą. Pojedyncze produkty, takie jak chleb czy owoce, dokupowałam osobiście zgodnie z zapotrzebowaniem podczas rutynowych spacerów z zawierającym Emilię wózkiem. Taka metoda oszczędzała nam mnóstwo czasu i sił. 

Obecnie mieszkam blisko czegoś w rodzaju centrum handlowego. Blisko oznacza, że idę tam pieszo pół godziny. Przez centrum handlowe rozumiem tu zespół różnych sklepów, restauracji i zakładów i towarzyszącą im dużą przestrzeń parkingową. Miejsce to spełnia większość moich potrzeb konsumenckich: mają sklep spożywczy, mają sushi, mają sklep z grami. Postanowiłam sobie, że to ja będę zaopatrywać rodzinę w zakupy. Przy okazji nie dam się wciągnąć w amerykańską kulturę docierania absolutnie wszędzie samochodem. W Zurychu przez ostatnie miesiąca nie miałam nawet biletu miesięcznego, bo zorientowałam się, że i tak prawie wszędzie chodzę piechotą. I tak właśnie zamierzałam dostawać się każdego dnia do Rivermarku.

Droga, którą mogę tam dotrzeć, jest na swój sposób prześliczna. Równe ulice, wzdłuż których stoją domy. Mnóstwo zieleni i kwiatów. Wszystko bardzo zadbane. Niestety, któregoś dnia stwierdziłam, że to trochę nudne, poza tym po co mam iść w sumie godzinę do sklepu i z powrotem, skoro samochodem jadę tam trzy do pięciu minut? Było to kilka ładnych dni temu i od tamtej pory ani razu nie zrobiłam zakupów na piechotę.

Inną zasadzkę na moje życiowe zasady przygotował sam sklep spożywczy. Jest on bardzo niebezpieczny dla ludzi, którzy lubią lody. A ja lubię. Mogę nie jeść innych słodyczy (i jakoś bardzo często ich nie jem), ale lody po prostu uwielbiam. Za którymś razem do zakupów (zawierających m.in. mój zimny przysmak) i paragonu fiskalnego dołączono mi kupon zniżkowy na moje ulubione lody, który mogę wykorzystać, jeśli kupię przynajmniej trzy opakowania. No cóż - któregoś dnia, po wyczerpaniu zapasów z zamrażalnika rzeczywiście kupiłam trzy nowe opakowania, zastanawiając się, czy dostanę kolejny kupon. Dostałam - tym razem zniżka ma być jeszcze większa.

Wszystko to jest bardzo groźne. Dodam, że poza zniżką na lody dostaję różne inne kupony, między innymi taką obiecującą 15 procent zniżki na sushi. 

Wczoraj podczas wieczornych i mimo moich postanowień wspólnych zakupów, dowiedziałam się, że jeśli kupię cztery opakowania makaronu zamiast jednego, to zapłacę zdecydowanie mniej. Wizja tak dużych oszczędności bardzo mnie pociągała, ale potem przypomniałam sobie, jak skończyło się dla nas kupowanie makaronu na promocji w Zurychu. Otóż skończyło się tak, że przez kilka miesięcy niemal w każdą sobotę i niedzielę jedliśmy dania z makaronem, żeby tylko się tego cholerstwa pozbyć. Nigdy więcej. Co innego lody.

___________
Na wypadek, gdyby ktoś zakładał, że piszę to wszystko śmiertelnie poważnie i że właśnie wpadłam w sidła amerykańskiego konsumpcjonizmu spożywczego, oświadczam, że jeśli chodzi o lody, napoje typu frappuccino i tym podobne, to w takie sidła wpadłam już wiele lat temu. Mój żołądek w zetknięciu z nimi cudownie się rozszerza, a nastrój szybuje w górę.

3 komentarze:

  1. Dzięki mojemu lenistwu ziemniaki jadamy rzadko i od święta (obierać trzeba…). Zazwyczaj więc na obiad jest kasza, ryż albo makaron. Wciąż staram się nie podawać tego samego dodatku w kolejnych dniach, mimo że jakiś czas temu dotarło do mnie że jakoś ziemniaki przez siedem dni w tygodniu nikogo w Polsce nie dziwią...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chcę kupony na lody. To jedyne co mogłoby mnie skusić do kupowania na zapas. I jeszcze w dodatku TAKIE lody :) Aaa, i kocie żarcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Spriggana: ano nikogo. Śmiem twierdzić, że w dzieciństwie jadłam ziemniaki codziennie przez ladnych kilka lat, z przerwą na naleśniki i pierogi (z ktorych niektóre też zawierały ziemniaki). Po wprowadzce z domu ziemniaki stały się czymś zupełnie od świeta, głównie ze względu na lenistwo.

    @kociaciocia: z karmą kocią pewnie też tak się da, tyle że na razie jesteśmy na etapie eksperymentowania i sprawdzania, co kotom tutaj posmakuje.

    OdpowiedzUsuń