niedziela, 18 marca 2012

Wszystko czerwone

Wypraliśmy czerwone rzeczy.

Jak większość mieszkańców Szwajcarii mamy pralkę w piwnicy. Na szczęście administracja naszego budynku postanowiła nie utrudniać życia swoim lokatorom i nie mamy atrakcji typu grafik prania. Działa zasada kto pierwszy, ten lepszy i nie ma z tym wielkiego problemu. Zwłaszcza, że za pranie bierzemy się zwykle późnym wieczorem, kiedy inni mieszkańcy budynku mają na głowie inne sprawy.

Pranie wieczorem ma jedną wadę. Jeśli wiąże się z przynoszeniem ze znajdującej się również w piwnicy suszarni rzeczy suchych, to zamiast zająć się układaniem ich na półkach pakujemy wszystko do papierowej torby i chowamy w łazience. Wszystko to po to, by nie obudzić potomstwa, które śpi w pokoju z szafkami na ubrania. Ciuchy po przenocowaniu w łazience lądują na miejscu najczęściej kolejnego dnia.

Ale kilka dni temu zauważyłam, że już od pewnego czasu pod umywalką stoi torba pełna czerwonych ciuchów. Kilka razy obiecywałam sobie, że zrobię z nimi porządek, ale lenistwo wiedziało lepiej. W końcu któregoś wieczoru po kąpieli wyjęłam stamtąd swoją czerwoną piżamę i zadowolona założyłam. Coś jednak było nie tak: piżama śmierdziała czymś jakby nieświeżym.

Wpadłam w lekką panikę: piżama znajdowała się wśród rzeczy wypranych przez Dawida. Sądząc po zapachu, przydałoby się ją uprać raz jeszcze, nie chciałam jednak żeby mojej drugiej połowie było przykro. Cóż, zdarza się - pewnie powiesił piżamę w jakimś zatęchłym kącie suszarni i stąd ten smród. Tak czy siak, chłop się napracował: zamiast grać ze mną w World of Warcraft jeździł windą do piwnicy w trosce o czystość naszej odzieży. Po co mu robić przykrość?

W końcu podjęłam decyzję. Postanowiłam się przemęczyć w czerwonej piżamie jedną noc, a kolejnego wieczoru zmienić ją pod jakimś pretekstem. Może dobrze by było ją czymś zalać? Tego dnia kładłam się do łóżka w mocno nieświeżej aurze. Na szczęście szybko zasnęłam. Kolejną noc przespałam już w czymś innym. Papierowa torba pełna czerwonych wypranych rzeczy wciąż stała pod umywalką.

Wczoraj historia miała swój ciąg dalszy.
- Hej, przyniosłaś mi może jakiegoś t-shirta do spania? - zawołał Dawid z łazienki podczas wieczornej kąpieli.
- Nie, mówiłeś przecież, że sobie przygotowałeś.
- Mówiłem o bokserkach.
- No to nie ma problemu, możesz sobie wyjąć t-shirta z tej torby z czerwonymi rzeczami - odparłam zniecierpliwiona. Z czerwonym t-shirtem chyba wszystko było w porządku, a nie chciałam wchodzić w nocy do sypialni Emilki i ryzykować, że się obudzi.
- Przecież to są brudne rzeczy.
- Coooo?

No i się wydało - czerwone ubrania w papierowej torbie były posegregowanymi do prania brudnymi ciuchami. To by wyjaśniało zapach czerwonej piżamy.
- Kurde, spałam w brudnej piżamie, bo nie chciałam żeby ci było przykro, że źle zrobiłeś pranie! - tłumaczyłam.
- No właśnie tak się zastanawiałem skąd masz tę czerwoną piżamę, skoro ona było brudna i miałem cały czas nadzieję, że nie z tej torby z brudnymi rzeczami. Ale nie chciałem ci nic mówić.

Ot, zabawna historyjka. Ale nie martwcie się: niektórzy mają gorzej. Słyszałam kiedyś o żonie, która uwielbiała piętki w chlebie i sądząc, że wszyscy na świecie mają tak jak ona, zawsze ofiarnie oddawała piętkę mężowi. Który oczywiście tej akurat części chleba nie cierpiał i ofiarność żony odbierał jako dokuczanie.

2 komentarze:

  1. Przywodzi mi to na myśl, sytuację, w której mój narzeczony powodowany chęcią przypodobania mi się włącza raz na miesiąc zmywarkę z własnej inicjatywy. W ten sposób już dwa razy drugi raz umył wymyte naczynia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego zawsze prościej jest jednak powiedzieć - nie w formie pretensji, ale po prostu. Z tym, że wtedy jest mniej historii do opowiadania :-)

    OdpowiedzUsuń