piątek, 15 lipca 2011

Epopeja dentystyczna

Kazano mi otworzyć usta i już po chwili poczułam nieprzyjemny ból, towarzyszący wpuszczaniu znieczulenia. Jakiś czas temu zaczęłam podejrzewać, że szwajcarscy dentyści nie wyobrażają sobie leczenia zęba bez znieczulenia. Cóż, właściwie nie mam nic przeciwko, o ile jest to znieczulenie, które rzeczywiście działa. Dać sobie pokłuć dziąsła po to, by i tak męczyć się przez pół godziny na fotelu dentystycznym to mało zachwycająca perspektywa.

To znieczulenie działało dobrze. Po wpuszczeniu mi dwóch porcji trucizny, dentystka usiadła wygodnie obok mnie i, w ramach czekania na to by działanie znieczulenia rozwinęło skrzydła, zaczęła zabawiać mnie rozmową.
- Pani ma czytnik, prawda? - zapytała nie wiedzieć czemu po niemiecku. Przy pierwszej wizycie w ubiegłym roku poprosiłam, żebyśmy mówiły po angielsku. Mój niemiecki nadaje się do długich pogawędek przy piwie, ale nie mam pojęcia jak jest np. "próchnica". Być może lekarka uznała, że etap ewentualnych problemów językowych mamy już za sobą. Tydzień temu wytłumaczyła mi w mowie Szekspira co i gdzie mam zepsute.
- Tak, mam Kindle - odparłam nieco zaskoczona, zastanawiając się, skąd ona to wie. Jedynym wyjaśnieniem było to, że być może czytałam coś na Kindlu, gdy byłam tu kilka miesięcy temu czekając na Dawida. Jeśli tak, to moja dentystka ma niezłą pamięć.
- I jak, jest pani zadowolona? Ja zamówiłam sobie właśnie kilka dni temu czytnik Sony. Nie mogłam się zdecydować, a teraz myślę, że może jednak Kindle byłby lepszy.
- No ja nie mam zastrzeżeń - odpowiedziałam, myślami krążąc raczej wokół dziąsła i języka, których prawie już nie czułam. Cholera, to jest jednak nieprzyjemne uczucie, tak samo jak wpuszczanie znieczulenia.
- To może już zaczniemy - zaproponowała dentystka. - Jakby jeszcze bolało, to przerwiemy i poczekamy.

Odetchnęłam z ulgą. Jestem u dentysty, tłumaczyłam sobie. Mam się stresować i czekać z utęsknieniem na koniec wizyty, a nie rozmawiać o czytnikach. Wyglądało jednak na to, że siedzenie z otwartymi ustami pełnymi strasznych urządzeń dentystycznych nie zwolni mnie z obowiązku prowadzenia rozmowy.
- Sony był mniejszy - powiedziała tonem wyjaśnienia dentystka, po czym przeszła do bardziej zaawansowanych kwestii. - Jakich autorów pani głównie czyta? Amerykańskich? - dodała, umożliwiając mi tym samym odpowiedź poprzez wydanie dźwięku "eee" bądź "yhy". - A lubi pani pisarzy z Azji? - starałam się przybrać minę pełną powątpiewania, na ile tylko moja sytuacja na to pozwalała. - Ja ich uwielbiam. Te ich powieści mają takiego zupełnie innego ducha, jest w nich kompletnie inna mentalność... To mnie fascynuje. Tylko że moja siostra powiedziała, żebym nie czytała ich po niemiecku, podobno wersje anglojęzyczne lepiej się czyta.
- Yhy - wystękałam niepewnie. W przeszłości podjęłam kilka prób, jeśli chodzi o japońskich pisarzy, ale żadna z nich nie zakończyła się powodzeniem. Amerykańscy autorzy z pewnością zdobyli u mnie wyższe notowania.
- Brakuje mi tylko tego, że na Sony nie będę mogła w każdej chwili zamówić sobie książek z Amazonu - paplała dalej dentystka zza okrywającej jej usta i nos maski.
- Yhy - powtórzyłam. 
- To jak będzie je pani kupować? - zdawała się pytać asystentka w miejscowym dialekcie. 
- Przez PC, podłączam, kupuję, przegrywam - tłumaczyła dentystka. - Wie pani, bo ja sobie nie wyobrażam poruszać się bez książek. Np. stać na przystanku i nie czytać. Pani chyba też dużo czyta, prawda? - spojrzała na mnie śmiejącymi się oczami.

Wizyta trwała godzinę. Podobno walczyłyśmy z bardzo zepsutym zębem. Musiałam o tym pamiętać przez kilka godzin, dopóki nie zaczęłam czuć prawej strony języka. Kolejna wizyta czeka mnie w przyszłym tygodniu. Ciekawe, czy denstystka będzie już miała wtedy swój czytnik.

Morał z tego taki, że należy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo bratnią duszę można spotkać nawet 1500 km od domu na fotelu dentystycznym.

1 komentarz:

  1. E tam, wizyta u dentysty ze znieczuleniem to sama przyjemność:), trzeba tylko pilnować, żeby sobie języka nie przygryźć :)

    OdpowiedzUsuń