czwartek, 28 lipca 2011

Ban na spodnie

Być może paryżanki już wkrótce odetchną z ulgą. Ich osobista wygoda stała się bowiem przedmiotem zainteresowania Maryvonne Blondid, francuskiej pani senator, która postanowiła zawalczyć o zniesienie ustanowionego w 1799 roku zakazu noszenia przez kobiety spodni. Aby osoba płci żeńskiej mogła legalnie paradować po ulicach stolicy Francji w "męskim" stroju, powinna uzyskać w tym celu specjalne pozwolenie. W ostatnich latach XIX wieku zakaz został nieco złagodzony - kobieta mogła się pokazać w spodniach, pod warunkiem, że w rękach trzymała lejce konia. Kolejna liberalizacja przepisu nastąpiła już w wieku XX, kiedy to uznano, że czynności takie jak jazda na rowerze są faktycznie wygodniejsze, jeśli ma się na sobie coś, co posiada nogawki.

O tym, że takie przepisy w ogóle istnieją, nie miałam oczywiście pojęcia. Tym samym nieświadomie złamałam prawo - w Paryżu byłam tylko raz i zaledwie przez dwa dni, ale spędziłam je w spodniach - wyjąwszy kąpiel. Jak to jednak mówią, pod latarnią jest najciemniej. Byłam pod wieżą Eiffla, spacerowałam po Polach Elizejskich i jakoś nikt mnie nie zatrzymał. Mało tego, miałam wrażenie, że wokół mnie wprost roi się od kobiet łamiących przepisy. Pewnie miało to związek z faktem, że akurat był grudzień i to wyjątkowo paskudny.

Inna sprawa, że wizja, w której po Polach Elizejskich przechadzają się kobiety ubrane w sukienki wydaje mi się dosyć sympatyczna. To, że kobiece stroje tego typu mają swój urok, odkryłam dopiero w wieku lat przeszło dwudziestu, zdradzając moje wieczne jeansy z kolejnymi spódnicami. Więc - i teraz mówię już zupełnie poważnie - może warto pomyśleć o tym, by np. raz w roku przestrzegać paryskiego prawa?

1 komentarz:

  1. Świat jest morzem absurdów, ale czasem myślę, że powstają z dobrej woli. Autorzy nie zdają sobie sprawy z głupoty. A chociaż taaak troszkę liczą się chęci, nie? :)

    OdpowiedzUsuń