sobota, 19 lutego 2011

Niedoszłe spotkanie z Tomem C.

Dowiedziałam się dzisiaj, co mogę zrobić, by dopomóc sobie w kwestii zawodowego sukcesu. Pomoc przyszła do mnie niespodziewanie, wykorzystując jako kanał komunikacyjny wynalazek ulotki i moją skrzynkę pocztową. Znalazłam dziś w niej karteczkę zachęcającą do zapisania się na kurs Persönliche Effizienz ("efektywności osobistej"?), organizowany przez Kościół Scjentologów w Zurychu. Jeśli we wzięciu udziału w tym jakże ważnym szkoleniu miałby mi przeszkodzić brak czasu, to naprzeciw moim potrzebom wychodzą różnorodne terminy, w których mogłabym rzeczone szkolenie odbyć. Poza tym, całość zajmie mi tylko pół dnia. Po kilku godzinach spędzonych na łonie Kościoła Scjentologicznego powinnam być już gotowa do odniesienia sukcesu.

Oczywiście, jak to w życiu bywa, nic nie jest za darmo. Mój sukces miałby kosztować 55 CHF (w kwocie tej zawarta jest już cena materiałów szkoleniowych), czyli trochę więcej niż boski tort z malinami, który mogę kupić w Sprüngli. No cóż - tort szybko zniknie, a skutki zawodowego awansu będę odczuwać znacznie dłużej.

Jeśli temat mnie pociąga, mogę pozostać przy nim dłużej, oddając się lekturze książki "Problemy pracy" (20 CHF) lub zapoznać się z płytą DVD zatytułowaną tak samo (26 CHF). Wspaniale, prawda?

Czuję się lekko rozczarowana. Jeśli już Kościół Scjentologiczny szuka nowych dusz, to naprawdę mogliby dopracować kwestię tego, co właściwie sprzedają. Na kurs efektywności osobistej na pewno się nie zapiszę, ale nad wieczorem z Tomem Cruisem (chyba najbardziej znanym scjentologiem świata) mogłabym się już zastanowić. Zwłaszcza, gdyby organizatorzy przekonali go do charakteryzacji, której został poddany przy okazji kręcenia "Wywiadu z wampirem". Jakiś wykład poprowadzony przez Toma w zupełności by mi wystarczył. Na osobiste spotkanie ani nie liczę, ani o nim nie marzę - podobno Cruise jest niski. 

W związku z tym, że oferta Kościoła Scjentologicznego zupełnie nie trafiła w moje życiowe potrzeby, ulotka wędruje do kosza. A mogło być tak pięknie.

2 komentarze:

  1. Pozostaje kupić tort w ramach pocieszenia:) ale niestety nie jest tak, że nic po nim nie zostanie... dodatkowy centymetr w biodrach na przykład;)

    OdpowiedzUsuń
  2. E, na cały centymetr to trzeba chyba kilku tortów ;-)))

    OdpowiedzUsuń