Stwierdziłam, że zamiast narzekać na czasochłonność hobby mojego małżonka, powinnam poszukać sobie czegoś równie absorbującego, w dodatku związanego z nieobecnością w domu. Bo jak na złość większość rzeczy, które lubię, mogę bez problemu wykonywać w swoich czterech ścianach.
Pewnego popołudnia usiadłam zatem do komputera z zamiarem znalezienia nowego, czasochłonnego hobby, które koniecznie trzeba uprawiać poza domem. Nie musiałam długo szukać - pewna agencja poszukiwała modelek. Ogłoszenie było trochę nietypowe - wyglądało na to, że zatrudnione w niej dziewczyny pracują nieodpłatnie, mają natomiast styczność z największymi sławami świata mody, co niektórym z nich powinno docelowo zapewnić awans do wyższej ligi. Co ciekawe, wzrost powyżej 180cm przy jednoczesnym mieszczeniu się w rozmiar 34 nie był wymagany, można też było sobie liczyć więcej niż 25, a nawet 30 wiosen. Trzeba było natomiast być kobietą względnie ładnie się prezentującą (przynajmniej zdaniem tych, którzy decydowali o przyjęciu danej kandydatki). W ramach napadu podwyższonej samooceny postanowiłam spróbować (w końcu co miałam do stracenia?) i wysłałam swoją aplikację.
Kilka tygodni później już wiedziałam, że zostałam zakwalifikowana. Pocztą zaczęły nadchodzić całe stosy najróżniejszych folderów, katalogów i umów. Wszystko prezentowało się znakomicie - wprawdzie na przelewy na konto nie miałam co liczyć, ale a ramach "pracy" miałam dostawać całą masę bonusów, takich jak możliwość korzystania z prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego czy otrzymywanie porządnych zniżek przy rezerwacji biletów lotniczych. Poza tym chodziło tu o angaż zaledwie kilkutygodniowy - czułam, że taką ilość czasu mogę poświęcić na dość ciekawie się zapowiadającą przygodę.
Co do natury samego zajęcia, założenia były proste - modelki pracujące dla tej agencji pozowały do zdjęć wykorzystywanych następnie w katalogach z ciuchami. Sesje fotograficzne miały odbywać się w określonych godzinach w hotelu, w którym miałam przez kilka tygodni mieszkać. Nawet nie musiałam się kłopotać tym, jak tam dotrzeć - pewnego dnia pod mój dom podjechał autobus, który przemierzał całą Irlandię, zbierając po drodze wszystkie zakwalifikowane do programu modelki.
Hotel był niesamowity - miałam do dyspozycji swój własny, bardzo przestrzenny pokój, dużą, nowoczesną łazienkę, oraz wszelkie udogodnienia udostępnione hotelowym gościom, takie jak basen, SPA, bar... Zaczęłam z nich korzystać od razu pierwszego popołudnia, jednocześnie czekając na jakiś rodzaj wezwania, ogłoszenia odnośnie tego, jak ma wyglądać moja "praca". Spodziewałam się, że wszystko zacznie się drugiego dnia od rana.
Nic takiego jednak nie miało miejsca - po przebudzeniu zostało mi dostarczone obfite śniadanie wraz z poleceniem, bym nie krępowała się korzystać z otaczających mnie dóbr. Nie krępowałam się zatem - pływałam w basenie, korzystałam z dostępnych w SPA zabiegów, pełna nadziei, że jak przyjdzie co do czego, naprawdę nie będę musiała za to wszystko płacić. I czekałam na jakiś rodzaj wezwania.
Po kilku tygodniach w moim pokoju pojawił się kierowca autobusu, którym mnie tu przywieziono.
- To już koniec angażu, wracasz do domu - oświadczył.
- Ale jak, dlaczego? - pytałam zdezorientowana. - Przecież ja jeszcze nawet nie zaczęłam.
- Po prostu wybrali tylko część z was - wzruszył ramionami kierowca. - Tyle w temacie.
- Ale że jak? Stwierdzili jednak że coś jest nie tak z moim wyglądem? - wbrew sobie zaczynałam łapać doła. Nie żeby zostanie modelką było kiedykolwiek moim marzeniem, no ale...
Kierowca autobusu wzruszył ramionami, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko szybko spakować swoje manatki i dać się odwieźć do domu.
Wieczorem nie miałam rodzinie zbyt wiele do powiedzenia. Czarny nastrój tylko mi się pogłębiał. Nie dość że wszystko było nie tak, jak miało być, to jeszcze musiałam wrócić do swojego codziennego życia. Dość wcześnie zakończyłam dzień i udałam się do łóżka.
Rano obudził mnie dziwny szelest. Półprzytomna, wciąż pamiętając, co mi się przytrafiło, otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku dobiegającego mnie dźwięku. No tak, mogłam się tego spodziewać - od lat słyszałam o tym, że ten i ów obudził się mając przed oczyma taki właśnie widok: oto prezydent RP, pan Andrzej, zmniejszony do rozmiaru kubka, siedział w kącie mojej sypialni, bawiąc się tęczową, plastikową sprężyną mojej dzieci. W skupieniu rozciągał ją i składał, powodując tym samym towarzyszący mi od chwili przebudzenia szelest.
Po chwili w ten monotonny dźwięk wdarł się inny, głośniejszy i ostry. Sięgnęłam na szafkę nocną po telefon i odebrałam połączenie przychodzące.
- Słyszałam co ci się przydarzyło - krzyknęła zaraz na wstępie moja przyjaciółka. - Ty wiesz, że możesz pozwać tę agencję za to, co ci robili?! W końcu to było wprowadzenie w błąd prawda?!
I wtedy obudziłam się naprawdę.
Pewnego popołudnia usiadłam zatem do komputera z zamiarem znalezienia nowego, czasochłonnego hobby, które koniecznie trzeba uprawiać poza domem. Nie musiałam długo szukać - pewna agencja poszukiwała modelek. Ogłoszenie było trochę nietypowe - wyglądało na to, że zatrudnione w niej dziewczyny pracują nieodpłatnie, mają natomiast styczność z największymi sławami świata mody, co niektórym z nich powinno docelowo zapewnić awans do wyższej ligi. Co ciekawe, wzrost powyżej 180cm przy jednoczesnym mieszczeniu się w rozmiar 34 nie był wymagany, można też było sobie liczyć więcej niż 25, a nawet 30 wiosen. Trzeba było natomiast być kobietą względnie ładnie się prezentującą (przynajmniej zdaniem tych, którzy decydowali o przyjęciu danej kandydatki). W ramach napadu podwyższonej samooceny postanowiłam spróbować (w końcu co miałam do stracenia?) i wysłałam swoją aplikację.
Kilka tygodni później już wiedziałam, że zostałam zakwalifikowana. Pocztą zaczęły nadchodzić całe stosy najróżniejszych folderów, katalogów i umów. Wszystko prezentowało się znakomicie - wprawdzie na przelewy na konto nie miałam co liczyć, ale a ramach "pracy" miałam dostawać całą masę bonusów, takich jak możliwość korzystania z prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego czy otrzymywanie porządnych zniżek przy rezerwacji biletów lotniczych. Poza tym chodziło tu o angaż zaledwie kilkutygodniowy - czułam, że taką ilość czasu mogę poświęcić na dość ciekawie się zapowiadającą przygodę.
Co do natury samego zajęcia, założenia były proste - modelki pracujące dla tej agencji pozowały do zdjęć wykorzystywanych następnie w katalogach z ciuchami. Sesje fotograficzne miały odbywać się w określonych godzinach w hotelu, w którym miałam przez kilka tygodni mieszkać. Nawet nie musiałam się kłopotać tym, jak tam dotrzeć - pewnego dnia pod mój dom podjechał autobus, który przemierzał całą Irlandię, zbierając po drodze wszystkie zakwalifikowane do programu modelki.
Hotel był niesamowity - miałam do dyspozycji swój własny, bardzo przestrzenny pokój, dużą, nowoczesną łazienkę, oraz wszelkie udogodnienia udostępnione hotelowym gościom, takie jak basen, SPA, bar... Zaczęłam z nich korzystać od razu pierwszego popołudnia, jednocześnie czekając na jakiś rodzaj wezwania, ogłoszenia odnośnie tego, jak ma wyglądać moja "praca". Spodziewałam się, że wszystko zacznie się drugiego dnia od rana.
Nic takiego jednak nie miało miejsca - po przebudzeniu zostało mi dostarczone obfite śniadanie wraz z poleceniem, bym nie krępowała się korzystać z otaczających mnie dóbr. Nie krępowałam się zatem - pływałam w basenie, korzystałam z dostępnych w SPA zabiegów, pełna nadziei, że jak przyjdzie co do czego, naprawdę nie będę musiała za to wszystko płacić. I czekałam na jakiś rodzaj wezwania.
Po kilku tygodniach w moim pokoju pojawił się kierowca autobusu, którym mnie tu przywieziono.
- To już koniec angażu, wracasz do domu - oświadczył.
- Ale jak, dlaczego? - pytałam zdezorientowana. - Przecież ja jeszcze nawet nie zaczęłam.
- Po prostu wybrali tylko część z was - wzruszył ramionami kierowca. - Tyle w temacie.
- Ale że jak? Stwierdzili jednak że coś jest nie tak z moim wyglądem? - wbrew sobie zaczynałam łapać doła. Nie żeby zostanie modelką było kiedykolwiek moim marzeniem, no ale...
Kierowca autobusu wzruszył ramionami, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko szybko spakować swoje manatki i dać się odwieźć do domu.
Wieczorem nie miałam rodzinie zbyt wiele do powiedzenia. Czarny nastrój tylko mi się pogłębiał. Nie dość że wszystko było nie tak, jak miało być, to jeszcze musiałam wrócić do swojego codziennego życia. Dość wcześnie zakończyłam dzień i udałam się do łóżka.
Rano obudził mnie dziwny szelest. Półprzytomna, wciąż pamiętając, co mi się przytrafiło, otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku dobiegającego mnie dźwięku. No tak, mogłam się tego spodziewać - od lat słyszałam o tym, że ten i ów obudził się mając przed oczyma taki właśnie widok: oto prezydent RP, pan Andrzej, zmniejszony do rozmiaru kubka, siedział w kącie mojej sypialni, bawiąc się tęczową, plastikową sprężyną mojej dzieci. W skupieniu rozciągał ją i składał, powodując tym samym towarzyszący mi od chwili przebudzenia szelest.
Po chwili w ten monotonny dźwięk wdarł się inny, głośniejszy i ostry. Sięgnęłam na szafkę nocną po telefon i odebrałam połączenie przychodzące.
- Słyszałam co ci się przydarzyło - krzyknęła zaraz na wstępie moja przyjaciółka. - Ty wiesz, że możesz pozwać tę agencję za to, co ci robili?! W końcu to było wprowadzenie w błąd prawda?!
I wtedy obudziłam się naprawdę.