środa, 20 września 2017

W szafie mojej mamy

Ostatnie miesiące mojego życia, wypełnione przede wszystkim błogim spokojem i beztroską radością okazały się być ciszą przed burzą. Bezmiar możliwości, który zdawał się roztaczać przede mną jeszcze kilka dni temu został nagle zwężony do rozmiarów mentalnego kartonu. Nagle zawaliło się wszystko.
Mój umysł wahał się pomiędzy paniką z serii "z tej sytuacji nie ma wyjścia" a rozpaczliwym przeszukiwaniem świadomości w nadziei odnalezienia czegoś, co jednak mogłoby się owym wyjściem stać. Gorączkowo przeczesywałam też w pamięci listę bliższych i dalszych znajomych, z których rady bądź pomocy mogłabym skorzystać. Tu jednak pojawiał się rozsądek, który podpowiadał, że jedyna osoba na którą mam prawo teraz liczyć, jestem ja sama.

Rozsądek mówił też o tym, że tego upragnionego wyjścia z obecnej sytuacji jednak nie ma. Czekało mnie życie w odosobnieniu, bez kontaktu z dziećmi, które ponownie będą mnie mogły zobaczyć jako zgrzybiałą staruszkę, same zaś będą musiały iść przez życie z piętnem posiadania matki gnijącej w kryminale. 

Zabiłam. Co prawda była to obrona własna, ale zważywszy na okoliczności trudno byłoby mi to udowodnić - a nawet jeśli zdołałabym sprawić, by ta wersja wydarzeń przeszła, pozostawała kwestia bezczeszczenia zwłok. Mojego niedoszłego oprawcę postanowiłam bowiem unicestwić w sensie fizycznym. Początkowo myślałam o czymś prozaicznym, jak zakopanie zwłok, przyszło mi jednak do głowy, że takie zakopane przez laika zwłoki zapewne szybko zostałyby wygrzebane przez okoliczne psy. Wpadłam zatem na inny pomysł, jak początkowo myślałam - lepszy.

- Słyszałaś, że Robert zaginął? - zagadnęła mnie mama, a ja usilnie starałam się, żeby przez moją twarz nie przebiegł ślad żadnych emocji. Nie było to proste, zważywszy, iż Robert w formie małych kawałków mięsa spoczywał w misce ukrytej w szafie. W szafie wyprodukowanej przez firmę Black Red White, która stała w tej chwili zaledwie kilka metrów ode mnie, w mieszkaniu mamy.

Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć: "Tak, mamo wiem! A poza tym słuchaj, co za straszna historia: jego ktoś zabił, pociął na kawałki i schował do twojej szafy!". Coś mi jednak mówiło, że takim tekstem zwróciłabym na siebie niepotrzebną uwagę i podejrzliwość. Mama wprawdzie zawsze mnie kochała i może nawet zgodziłaby się mnie kryć, niewątpliwie jednak cała sytuacja byłaby dla niej kłopotliwa. 

Zrozumiałam, że ukrycie kawałków Roberta w szafie było błędem. Trzeba będzie się ich szybko pozbyć, postanowiłam. Wrzucenie ich w nocy do rzeki powinno rozwiązać sprawę. Tam nie zostaną zbyt szybko odkryte, a kiedy to nastąpi bedą się już znajdować w stanie uniemożliwiającym identyfikację.

Tego wieczoru poszłam spać z poczuciem, że koniec tematu jest jednak bliski. Wprawdzie do końca życia będzie mi towarzyszyć niepokój związany z tym, że ktoś kiedyś mógłby odkryć mój związek ze sprawą zaginięcia Roberta, ale przynajmniej pozbędę się dowodów. Coś jednak nie dawało mi spokoju.
W nocy ze snu obudziło mnie lekkie pukanie w szybę, którego dźwięk jakoś zdołał się przebić przez hałas kropli uderzających o parapet. Wstałam i otworzyłam okno, za którym stał, zmoczony deszczem, mój dawny szkolny kolega. Rozpoznałam jego twarz, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć imienia. Wiedziałam tylko, a właściwie czułam, że jego osoba i fakt pojawienia się tutaj powinny mnie niepokoić.

- Wiem co zrobiłaś z Robertem - powiedział bez wstępów, wykrzywiając twarz w złośliwym uśmiechu - I wiesz, na czym polega twój największy problem? To nie jest twoje pierwsze zabójstwo.

Mój umysł bronił się przed tym, ale wiedziałam, że on ma rację. Przed oczami zaczęły mi stawać fragmenty jakichś wspomnień - trawnik w parku, leżący nieruchomo człowiek, dół, który kopałam wspólnie z moim nocnym gościem...

- Jeśli się nie dogadamy - kontynuował znajomy - policja dowie się o wszystkim. A aby uprawdopodobnić moją wersję wydarzeń wskażę im miejsce ukrycia tych pierwszych zwłok.

Krople deszczu nadal uderzały miaro w parapet. Wył też silny wiatr. Leżałam spocona i przerażona w łóżku. Po nocnym gościu nie było śladu, a ja po raz enty w życiu czułam ulgę, że to co właśnie się stało było tylko snem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz