poniedziałek, 14 listopada 2016

A miało być zimno

Życie zaskoczyło mnie już niejednokrotnie. Na przykład wtedy, gdy dostałam stypendium naukowe (dość długo myślałam, że koleżanka przekazująca mi tę wieść robi sobie ze mnie jaja). Albo gdy okazało się, że będę mieć bliźniaki. Albo podczas wizyty w hali targowej w Połtawie (stare wagi, liczydła). Ale wszystko to pikuś przy świadomości, że w listopadzie roku 2016, jako mieszkanka Irlandii, stoję sobie na zewnątrz ubrana w jeansy i t-shirt z krótkim rękawem i nawet nie marznę.

No dobra - trochę naginam rzeczywistość. Epizod z krótkim rękawem trwał maksymalnie kwadrans i miał miejsce za domem, gdzie wieszałam pranie. Przy dłuższej wyprawie raczej włożyłabym na siebie jakąś kurtkę, bo jednak czternaście stopni to temperatura trochę daleka od letniej. Ale wierzcie mi - nie zmarzłam. A pogoda w Irlandii póki co okazuje się zupełnie nie tym, czego się po niej spodziewałam.

Spodziewałam się bowiem deszczu, występującego z dość dużą częstotliwością. Najprawdopodobniej codziennie. Miałam do tego trochę mieszany stosunek. Z jednej strony jako osoba z pudlem na głowie, obsesyjnie prostująca swoje długie włosy spodziewałam się, że będę musiała zmienić nastawienie do swojej fryzury. Z drugiej - no cóż, ja w zasadzie lubię deszcz i listopadowy nastrój. Szare niebo, lampa zapalona również w dzień i dźwięk kropel deszczu uderzających o parapet... Wiecie jak wtedy się rewelacyjnie czyta? Pisze? Myśli? Pracuje?

Tak więc przeprowadzając się z Kalifornii do Irlandii deszczu oczekiwałam i bałam się równocześnie.

Nie powiem - trochę tu pada. Na pewno dużo więcej niż we wspomnianej Kalifornii. Szara pogoda przywitała mnie tu w sierpniu i przez pierwsze dni zdawała się dominować. Po kilku spędzonych tu miesiącach mam jednak wrażenie, że póki co więcej deszczu miałam podczas ostatniego lata spędzonego w Polsce. Na pewno więcej razy porządnie zmokłam. Słonecznych dni jest mnóstwo. Temperatury oczywiście przesadnie nie rozpieszczają (dzisiejsze 14 stopni to trochę wyjątek, ostatnio w ciągu dnia jest bliżej 10, choć bywa i zimniej) i często naprawdę bardzo mocno wieje. Ale samego słońca jest zaskakująco dużo. Wybrzeże w Dun Laoghaire skąpane w jasnych promieniach wygląda pięknie niezależnie od wiatru. A moje okulary przeciwsłoneczne są używane dość często, bo popołudniowe słońce potrafi porządnie dać po oczach.

Pławię się zatem w tej ładnej pogodzie, podświadomie wciąż czekając na jakieś załamanie, ulewy trwające przez tydzień i brak widoku słońca aż do wiosny. Pewnie prędzej czy później to nastąpi. Póki co Irlandia bardzo stara się mi udowodnić że to, co mówią o jej warunkach pogodowych, to czyste kłamstwo. No, chyba że ja mam bardzo wysoką tolerancją na deszcz i czegoś tu nie dostrzegam.
No, ale z dwojga złego chyba lepiej w tę stronę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz