Wszystkich, którzy mieli co do tego wątpliwości, informuję, że żyję. Po prostu jakoś mnie tak ostatnio odblogowało. Miałam nawet zamiar naskrobać o tym i o owym. Wśród takich niezrealizowanych notek jest na przykład ta o galaretce z M&M's. Ponieważ jednak jest to galaretka pozostająca ciągle w sferze teoretycznej, istnieje szansa, że jeszcze o niej napiszę.
Tak czy siak, doszłam do wniosku, że ostatni dzień roku to dobra okazja, żeby znów tu zajrzeć. Oraz obiecać sobie i reszcie świata, że w 2014 roku będę tu zaglądać częściej (mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko. Trochę osób pytało mnie o to, kiedy będzie coś nowego, wnioskuję zatem, że ktoś to czyta).
Co nowego? Same ekscytujące rzeczy. Przeprowadziliśmy się do innego mieszkania. Nareszcie kupiliśmy kanapę. Sprzedałam trochę wyrobów własnych rąk, co mnie nieco zdziwiło zważywszy na fakt, że nie poświęcałam ostatnio koralikowaniu zbyt wiele czasu. Przeczytałam sporo książek, ale temu tematowi chcę poświęcić osobną notkę. Przyzwyczaiłam się do tego, że przez trzy dni w tygodniu moja córka jest w przedszkolu i przekonałam się, że zinstytucjonalizowana opieka nad potomstwem miewa spore zalety - dziecko ma trochę swojego życia, a poza tym jakoś przypadkiem nauczyło się wielu rzeczy, którymi potem dzieli się z rodzicami - i to jest bardzo fajne.
Z porażek: kiepsko szło mi pisanie czegokolwiek. Pod koniec roku nieco się to poprawiło dzięki Kasi, od której dostałam w prezencie urodzinowym nowy, piękny brulion, przy pomocy którego wróciłam do pisania pamiętnika. Wiecie, tego w którym zapisuję wszystko o wszystkich i który wydam na emeryturze*. Tak czy siak, moje mocne postanowienie, że kiedyś skończę pisać książkę jest jak najbardziej aktualne. Pewnie nikt jej nie wyda, ale będę Was katować ebookiem.
Zrobiłam amerykańskie prawo jazdy. Mimo mojego przekonania, że jestem totalnym beztalenciem samochodowym, nie spowodowałam żadnej stłuczki. Poznałam trochę nowych ludzi różnych narodowości, a w połowie roku przeprowadziła się tutaj moja znajoma Hiszpanka, którą spotkałam kilka lat temu w Zurychu. Byłam w parku Yosemite i w kilku innych, mniej ciekawych, ale również fantastycznych miejscach. Jeśli chodzi o takie codzienne życie, to z biegiem czasu było coraz stabilniej i lepiej.
Nie robię szczególnych postanowień na 2014 rok. Jedynym będzie chyba moje coroczne postanowienie książkowe na Goodreads. Za to mniej więcej wiem, jak ten rok będzie wyglądał. Choć jak znam siebie i świat, to i tak czekają mnie jakieś niespodzianki. Oby dobre.
No to udanej zabawy. Ja zmykam po zakupy i robić koreczki (w Kalifornii jest dopiero 11.30 przed południem).
Szczęśliwego Nowego Roku! :)
*Wiecie że żartuję, prawda?;-)
*Wiecie że żartuję, prawda?;-)
By 2014 był tak stabilny, jak to tylko możliwe :)
OdpowiedzUsuńszczęśliwego nowego roku
OdpowiedzUsuń