wtorek, 4 czerwca 2013

Zabawa w dom i Czerwony Kapturek

Ta notka będzie trochę o dziecku. Ale spokojnie, tylko trochę. Żadnych nocników czy przewijania. W gruncie rzeczy jak zwykle będzie głównie o mnie. Możecie spokojnie czytać dalej.

Z okazji dnia dziecka moja córka dostała domek dla lalek.

W zasadzie to całkiem zwyczajna sprawa: dziewczynkom pewnie prędzej czy później daje się takie rzeczy, a w naszym przypadku motywacją był fakt, że Emilka uwielbia przy pomocy zabawek odgrywać różne scenki. Domek nie jest jako przesadnie zaawansowany pod względem architektonicznym i wyposażeniowym, ma natomiast trójkę mieszkańców: pana, panią i dziecko. Wszystko to oznacza, że chcąc nie chcąc skazałam się na zabawę w dom.

A ja mam traumę przed zabawą w dom od czasów dzieciństwa. Z nieznanych mi przyczyn była to ulubiona zabawa małych dziewczynek na moim osiedlu. Polegała na odgrywaniu scenek z życia rodziny, zarówno przy pomocy lalek, jak i wcielania się dzieci w konkretne postaci. Z tego co pamiętam, większość dziewczynek chciała odgrywać rolę córki lub mamy. 

Od czasu do czasu próbowano mnie (sama również próbowałam) zaangażować mnie w taką zabawę w dom. Niestety, była to sytuacja, w której wyraźnie ujawniał się brak mojego przystosowania do życia w społeczeństwie. Otóż niemal nieodłącznym elementem zabawy w dom była scenka, w ktorej do mieszkania przychodzi podpity tata. A jeśli nawet nie podpity, to wzbudzający podejrzenia co do wcześniejszego spożycia alkoholu. Dla mnie było to coś całkowicie obcego (mój tata nie tykał alkoholu) i lekko przerażającego (jako że w owych czasach moi rodzice byli praktycznie abstynentami, picie budziło we mnie lęk). Z jednej strony kompletnie nie potrafiłam odgrywać scenek z pijanym tatą, z drugiej zaś miałam wrażenie, że to całe picie to taki pretekst, żeby mama mogła na tatę nakrzyczeć. 

W rezultacie zawsze podczas takiej zabawy robiłam coś źle i zabawa często przeradzała się w połajankę ze strony rówieśnic. Moje pomysły na rozwiązanie sytuacji, jak np. wprowadzenie postaci taty - abstynenta, jakoś nie przechodziły. W dodatku przeważnie wychodziło tak, że to ja miałam odgrywać postać ojca. 

Mogłam grać w kapsle. Robić fikołki na trzepaku. Jeździć na rowerze. Ale zabawa w dom była (obok gry w "dwa ognie") najgorszą traumą mojego podwórkowego dzieciństwa. Zapewne wyolbrzymioną przez lata i ogólną skłonnością do popadania w obsesje.

Tymczasem dociera do mnie, że zupełnie niechcący sama się na nią skazałam. Co prawda nikt mi nie każe odgrywać roli pijanego taty (poza tym zmieniły się zarówno czasy jak i moje podejście), ale wspomnienia powróciły. Staram się nie dać i przy Emilce dzielnie odgrywam role małymi lalkami reprezentującymi różnych członków rodziny.

Jak sami widzicie, bycie matką jest trudne. Nie tylko przez zabawę w dom. Wczoraj nawaliłam na całej linii podczas opowiadania bajki o Czerwonym Kapturku. W trakcie opowieści uświadomiłam sobie, że kompletnie zapomniałam, jak to się stało, że wilk trafił do domku babci i ją pożarł. Wytłumaczyłam biednemu dziecku, że mama musi najpierw wygooglać fabułę, przerwałam bajkę i przeszłam do etapu śpiewania piosenek. 

1 komentarz:

  1. - Babciu a dlaczego masz takie wielkie zęby? - zapytała Agata wilka
    - By zjeść Twoja wczesną traumę do lalkowego domku:)
    i tego sie trzymaj Mamusiu
    eas

    OdpowiedzUsuń