poniedziałek, 2 stycznia 2012

Raport czytelniczy i czytelnicze cele

Na początku ubiegłego roku postanowiłam sobie, że do 31 grudnia przeczytam 100 książek. Nie chodziło o to, żeby za wszelką cenę było ambitnie. Po pewnym zastanowieniu wyszło mi, że tak czy siak czytam mniej więcej tyle. Natomiast spodobała mi się idea publicznego realizowania takiego celu.

Od niedawna miałam profil na Goodreads. Po połączeniu go z profilem na Facebooku rozpoczęłam torpedowanie swojej ściany książkowymi statusami. Podobnie z Twitterem (z którego prawie nie korzystam, 99% moich wpisów tam to te wrzucane z automatu z Goodreads czy Miso). Może dla niektórych to wkurzające, ale pocieszam się myślą, że szkodliwość tego co robię jest znikoma, bo po pierwsze, fejsbuk i tak jest zaśmiecony postami z gier (które ja z kolei wrzucam bardzo, bardzo rzadko), a po drugie chodzi w końcu o książki. A czytanie książek należy promować.

Chyba nawet coś mi z tego wyszło - w ciągu ostatniego roku na Goodreads pojawiło się całkiem sporo moich znajomych. Nie twierdzę, że to ja ich ściągnęłam, ale kto wie - może to moje postowanie komuś się spodobało.

Od 1 stycznia do 31 grudnia 2011 przeczytałam dokładnie 100 książek. Mogło być więcej, ale trochę się obijałam - po wyrwaniu prawych ósemek miałam dwa czy trzy dni kompletnie wyjęte z życia, w szpitalu przy okazji rodzenia się Emilki czytało mi się tak sobie. Mało wyjeżdżałam, więc czytanie w pociągu odpadało. Trzy książki: Dance With Dragons, Persuasion i Pride and Prejudice and Zombies zostawiłam w stanie rozgrzebanym. Na ogół rzadko mi się to zdarza, staram się czytać do końca nawet to, co mi się nie podoba. W przypadku Dance With Dragons problemem był rozmiar książki, którą bardzo niewygodnie czytało się przy okazji zajmowania się dzieckiem. Potem z kolei powpadały mi jakieś książki do zrecenzowania i jakoś już do tych smoków nie wróciłam. Trochę głupio, biorąc pod uwagę, że czekałam na tę pozycję kilka ładnych lat. Persuasion czytałam przed pójściem do szpitala i postanowiłam zostawić w domu, bo coś mi mówiło, że przez kilka najbliszych dni nie będę się nadawać do czytania dziewiętnastowiecznych, długaśnych zdań po angielsku. Mniejsze wyrzuty sumienia mam w przypadku Pride and Prejudice and Zombies, bo ta książka mnie najzwyczajniej w świecie rozczarowała. Aktualnie pełni rolę "zapychacza" czytelniczego w sytuacjach takich jak np. jazda tramwajem z dzieckiem pod pachą. Czytam wtedy krzystając z aplikacji Kindla na telefon - bo tak mi w tych tramwajach  i z  dzieckiem z przodu najwygodniej.

W 2011 roku przeżyłam kilka książkowych rozczarowań. Największym był Cień wiatru Zafona. Trochę szkoda, bo sam pomysł bardzo mi się podobał. Ale wykonanie, z historią młodej dziewczyny, u której lekarz już dwa dni po stosunku stwierdził ciążę (ok, może to były trzy dni, nie pamiętam) na czele - już mnie odrzuciły. Swoją drogą, podobnie miałam z The Night Circus, które zapowiadało się świetnie. Kupiłam je nawet w przedsprzedaży, a potem męczyłam się przez sześć kolejnych dni.

Trafiłam też na kilka świetnych pozycji. W końcu przeczytałam Gottland Szczygła, wręcz pochłonęłam Dzienniki kołymskie Hugo-Badera. Bardzo podobał mi się The Great Gatsby. Przeczytałam też kilka zupełnie banalnych, ale mimo to przyjemnych w lekturze książek. Na przykład ostatnią powieść Kinselli (autorki serii o zakupoholiczce, której książki czytuję po niemiecku, bo one są akurat na poziomie mojej znajomości tego języka - dzięki temu mogę tłumaczyć sobie i innym, że w ten sposób uczę się języka. Co w sumie wcale nie jest kłamstwem). No i odkryłam, że lubię Chmielewską (wiem, mój refleks jest niesamowity).

Pomyślałam, że w związku z nowym rokiem dobrze by było ustalić sobie kolejne książkowe cele. Jako że czasu będę mieć trochę mniej, postanowiłam założyć, że do stu już nie dobiję. Poza tym mam zamiar trzymać się systemu kupowania nowych pozycji, ktory jakiś czas temu zaczęłam stosować. Ponieważ kupuje się szybciej niż czyta (zwłaszcza jeśli chodzi o czytanie na Kindle, ale nie tylko - papierowe książki też łatwo mi wskakują do koszyka), zaczęłam stosować zasadę według której muszę przeczytać pięć książek spośród tych już posiadanych, by nabyć jedną elektroniczną lub siedem, jeśli chcę kupić książkę papierową. To trochę okrutne, ale proszę mnie nie posądzać o masochizm - to wymyślił mój mąż (któremu, nawiasem mówiąc, książki też same wskakują do koszyka). 

Co poza tym? Doczytać rozgrzebane książki. W miarę możliwości doczytać również rozgrzebane serie. Np. Wheel of Time - przeczytałam siedem tomów i stwierdziłam, że muszę od tego odpocząć, bo Aes Sedai ze swoimi ageless faces śniły mi się już po nocach. Naprawdę. Poza tym został mi do przeczytania ostatni tom Millenium i cyklu Feista. Nawiasem mówiąc, do sukcesów czytelniczych 2011 mogę zaliczyć to, że w końcu skończyłam wszystkie części Musierowicz. Czekam na więcej.

Pozostaje wciąż dużo klasyki, po którą jakoś nigdy nie sięgnęłam. Trochę już w tym temacie nadrobiłam, ale Dickens, za którego się zabieram od kilku lat, wciąż leży odłogiem. Czas się za to zabrać.

Na Goodreads mam już całkiem długą listę książek do przeczytania. Miło byłoby przynajmniej sprobować ją zredukować. Będzie ciężko, bo ciągle trafiam na coś, co chcę przeczytać. Miłe natomiast jest to, że Joyce i Woolf przeszli właśnie do domeny publicznej. Zawsze to jakaś dodatkowa motywacja, bo książki obojga znajdują się na mojej liście.

Jakiś czas temu obiecywałam sobie, że na ten rok stworzę dokładny czytelniczy plan. Taki, który będzie zakładał przeczytanie przynajmniej iluś książek historycznych, iluś tomów danej serii itd. Taki plan nie powstał, w związku z czym pozostaje mi tylko cieszyć się czytaniem. I trzymać się tych kilku reguł, które udało mi się wymyśleć.

10 komentarzy:

  1. "Chyba nawet coś mi z tego wyszło - w ciągu ostatniego roku na Goodreads pojawiło się całkiem sporo moich znajomych. Nie twierdzę, że to ja ich ściągnęłam, ale kto wie - może to moje postowanie komuś się spodobało."

    mnie ściągnęłaś, za co Ci dziękuję Agatko :)

    Judka

    OdpowiedzUsuń
  2. Monika: mnie tez zachecilas i to faktycznie motywuje i pomaga :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja sie zapytam z glupia frant, a co to, to Goodreads?

    w tym roku przelecialam okolo 120 ksiazek, z czego mniej wiecej polowa to byly powroty do ksiazek, ktore kocham (chmielewska ma w tym swoj znaczny udzial) a druga polowa to nowosci dla mnie, co nie zonacza nowosci wydawniczych. w sumie czytam bo lubie, dlatego nie robie zadnych zalozen i tez mam kilka rozgrzebanych pozycji do ktorych juz chyba nigdy nie wroce. a na polce czeka trylogia wilbura smitha o starozytnym egipcie, ale to dopiero jak skoncze lgw perssona, miedzy tesknota lata a chlodem zimy.

    a co czyta panna emilia? ;)

    skrzacik

    OdpowiedzUsuń
  4. @Skrzacik: zajrzyj na Goodreads.com, zapisz się, pewnie spotkasz trochę znajomych :-) Co do założeń, to ja jestem trochę taki człowiek - tabelka. W sumie we wszystkim. W którymś momencie stwierdziłam, że to jedyny sposób by utrzymać siebie samą w ryzach. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. P.S. Panna Emilia na razie ogląda obrazki. Co bardzo lubi :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agato, z anglojęzycznych polecam Ci "Freedom" Franzena. Właśnie skończyłam - doskonałe. Za to rozczarował mnie Mendoza swoją "Niewinnością zagubioną w deszczu" - przeleciałam jak burza, a po ostatniej stronie pierwszą myślą było: to już? ale o co właściwie chodzi? Jakoś mnie ta niespodziewana namiętność siostry Consuelo nie porwała.
    A co do Chmielewskiej, to kiedyś, wieki temu, bawiła mnie do łez. Żeby nie psuć tych miłych wspomnień, już po nią nie sięgam. :)
    Pozdrawiam, Molu Książkowy.

    OdpowiedzUsuń
  7. no to zagladne i pobuszuje. prosze emilke ucalowac, koty wyglaskac, qnexa usciskac.
    skrzacik znad kolejnej ksiazki z serii kot ktory....

    OdpowiedzUsuń
  8. Znalazłam Cię na goodreads, bo jesteś jedną z niewielu czytelników Teodora Parnickiego. W podsumowaniu nic o nim nie ma. kilka słów dla prasy? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Beata_B: dzięki wielkie! Dodam sobie "Freedom" do kolejki. :)

    @SnowAnnieColour: owszem, bardzo lubię Parnickiego. "Srebrne orły" to jedna z moich ulubionych książek. Swego czasu nawet utrzymywałam, że nazwę swoją córkę Teodora Stefania. :) W podsumowaniu faktycznie nie ma nic o Parnickim - ale też niczego jego autorstwa w 2011 roku nie czytałam. A jeszcze kilka pozycji mi zostało. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń