Rok 2016 zaczął się już kilka dni temu, a za mną chodzi zaległa notka, ta związana z postanowieniem powziętym jakoś w połowie 2015, zgodnie z którym co miesiąc staram się pisać choć kilka słów o książkach przeczytanych w miesiącu ubiegłym. Wróćmy zatem na chwilę do grudnia i przyjrzyjmy się kilku tytułom. Z góry uprzedzam, że nie będzie to notka z gatunku porywających - piszę ją z lekkim zniechęceniem. Nie chce mi się pisać, czytam świetną książkę. No, ale obiecałam sobie, nie? No dobra, to jedziemy.
Dziecko Rosemary (Ira Levin) to książka, na podstawie której Roman Polański nakręcił w 1968 roku film. To jeden z tych przypadków, kiedy ekranizacja dość wiernie oddaje treść powieści. Czyta się dobrze, choć jako że dzięki filmowi znałam już przebieg zdarzeń, zabrakło dreszczyku. Tak czy siak polecam, choć jeśli chodzi o panie w pierwszej ciąży, to radzę wstrzymać się do rozwiązania.
Cierpienia młodego Wertera (Johann Wolfgang Goethe). Nie, nie zwariowałam. Naprawdę to przeczytałam. A raczej przesłuchałam, bo doszłam do wniosku, że jedynym sposobem dobrnięcia do końca będzie słuchanie audiobooka w samochodzie. Nie jestem pewna, które to było podejście do treści tego słynnego dzieła. Bestseller drugiej połowy XVIII wieku nigdy nie miał we mnie wielkiej fanki. W czasach liceum i studiów mimo najlepszych chęci i sprzyjających okoliczności (kiedy próbowałam to czytać jako lekturę szkolną, byłam akurat chora, czyli warunki do spokojnej lektury w zasadzie miałam zapewnione) nie zdołałam przebrnąć przez tę krótką bądź co bądź książkę. Teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że ten temat mam odhaczony. I raczej już do niego nie wrócę.
Mężczyzna, który się uśmiechał i Fałszywy trop to kolejne tomy serii kryminalnej Henninga Mankella, którą podczytuję od kilku miesięcy. Oba tomy mnie wciągnęły i trafiły na moją mentalną półkę dla dobrze napisanych kryminałów.
Skoro już o kryminałach mowa, to wróciłam do książek Hakana Nessera, tym razem biorąc na warsztat pozycje z jego serii o komisarzu Barbarottim. Całkiem inną historię oraz Drugie życie pana Roosa nie tyle przeczytałam, co połknęłam. Martynka, miałaś rację - ta seria jest lepsza od tej z Van Veeterenem.
Pokolenie Ikea. Kobiety (Piotr C.) podobało mi się bardziej niż część pierwsza. Tak, wiem, mam prymitywny gust literacki. A przynajmniej miewam.
Cudowny czwartek Johna Steinbecka w wersji audiobookowej towarzyszył mi głównie podczas zmywania. Tak sobie myślę, że gdybym nie zamieszkała w Kalifornii, prawdopodobnie nigdy nie poznałabym tych wszystkich powieści Steinbecka. A to byłaby spora strata. Uwielbiam te jego historie z Monterey z pierwszej połowy XX wieku w tle.
Nie potrafię powiedzieć, czy głośna Dziewczyna z pociągu (Paula Hawkins) bardziej mnie wciągnęła czy rozczarowała. Owszem, byłam bardzo ciekawa rozwoju akcji, dość mocno przeżywałam perypetie głównej bohaterki, ale... spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Książki, przy lekturze której będę się bała wyjść do kuchni po kubek z herbatą. W końcu sam Stephen King był pod wrażeniem,
no nie? No więc u mnie było tak: powieść bardzo mi się podobała. Ale mam wrażenie, jakby te wszystkie przepełnione zachwytem recenzje dotyczyły zupełnie innej książki.
__________________
I to by było na tyle. Odkładałam pisanie tej notki, bo i wracanie do 2015 roku jakoś mnie nie korci. Nie to, żeby był zły. Wręcz przeciwnie. Ale ten będzie lepszy.
:)
Dziecko Rosemary (Ira Levin) to książka, na podstawie której Roman Polański nakręcił w 1968 roku film. To jeden z tych przypadków, kiedy ekranizacja dość wiernie oddaje treść powieści. Czyta się dobrze, choć jako że dzięki filmowi znałam już przebieg zdarzeń, zabrakło dreszczyku. Tak czy siak polecam, choć jeśli chodzi o panie w pierwszej ciąży, to radzę wstrzymać się do rozwiązania.
Cierpienia młodego Wertera (Johann Wolfgang Goethe). Nie, nie zwariowałam. Naprawdę to przeczytałam. A raczej przesłuchałam, bo doszłam do wniosku, że jedynym sposobem dobrnięcia do końca będzie słuchanie audiobooka w samochodzie. Nie jestem pewna, które to było podejście do treści tego słynnego dzieła. Bestseller drugiej połowy XVIII wieku nigdy nie miał we mnie wielkiej fanki. W czasach liceum i studiów mimo najlepszych chęci i sprzyjających okoliczności (kiedy próbowałam to czytać jako lekturę szkolną, byłam akurat chora, czyli warunki do spokojnej lektury w zasadzie miałam zapewnione) nie zdołałam przebrnąć przez tę krótką bądź co bądź książkę. Teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że ten temat mam odhaczony. I raczej już do niego nie wrócę.
Mężczyzna, który się uśmiechał i Fałszywy trop to kolejne tomy serii kryminalnej Henninga Mankella, którą podczytuję od kilku miesięcy. Oba tomy mnie wciągnęły i trafiły na moją mentalną półkę dla dobrze napisanych kryminałów.
Skoro już o kryminałach mowa, to wróciłam do książek Hakana Nessera, tym razem biorąc na warsztat pozycje z jego serii o komisarzu Barbarottim. Całkiem inną historię oraz Drugie życie pana Roosa nie tyle przeczytałam, co połknęłam. Martynka, miałaś rację - ta seria jest lepsza od tej z Van Veeterenem.
Pokolenie Ikea. Kobiety (Piotr C.) podobało mi się bardziej niż część pierwsza. Tak, wiem, mam prymitywny gust literacki. A przynajmniej miewam.
Cudowny czwartek Johna Steinbecka w wersji audiobookowej towarzyszył mi głównie podczas zmywania. Tak sobie myślę, że gdybym nie zamieszkała w Kalifornii, prawdopodobnie nigdy nie poznałabym tych wszystkich powieści Steinbecka. A to byłaby spora strata. Uwielbiam te jego historie z Monterey z pierwszej połowy XX wieku w tle.
Nie potrafię powiedzieć, czy głośna Dziewczyna z pociągu (Paula Hawkins) bardziej mnie wciągnęła czy rozczarowała. Owszem, byłam bardzo ciekawa rozwoju akcji, dość mocno przeżywałam perypetie głównej bohaterki, ale... spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Książki, przy lekturze której będę się bała wyjść do kuchni po kubek z herbatą. W końcu sam Stephen King był pod wrażeniem,
no nie? No więc u mnie było tak: powieść bardzo mi się podobała. Ale mam wrażenie, jakby te wszystkie przepełnione zachwytem recenzje dotyczyły zupełnie innej książki.
__________________
I to by było na tyle. Odkładałam pisanie tej notki, bo i wracanie do 2015 roku jakoś mnie nie korci. Nie to, żeby był zły. Wręcz przeciwnie. Ale ten będzie lepszy.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz