wtorek, 20 stycznia 2015

Zaległa notka o książkach

Rok 2014 był dla mnie nieco skomplikowany, ale tak się jakoś złożyło, że dobrze mi się w nim czytało. Wprawdzie warunki były daleko od komfortowych (zarówno przed 16 maja jak i po), ale dać się dało.

Notka będzie skupiać się na książkach, które przeczytałam w drugiej połowie roku - pierwsze półrocze podsumowałam w lipcu.

Nie było bardzo ambitnie. Tu i ówdzie wkradł się jakiś klasyk (Steinbeck, Twain), pojawiło się trochę współczesnej literatury z tzw. wyższej półki (powrót do Konwickiego), ale nie brakowało bardzo przyjemnych kryminałów i obyczajówek.

Z tymi ostatnimi mam zresztą problem. Bo ja od czasu do czasu bardzo lubię poczytać sobie taką "gorszą" literaturę, która ma być tylko i wyłączenie przyjemna i najlepiej tak bardzo oderwana od mojego życia jak to tylko możliwe. Nachodzą mnie takie momenty (kiedyś to było głównie jesienią, teraz jest różnie, z racji tego, że od ponad dwóch lat nie miałam porządnej jesieni), kiedy najchętniej zatapiam się mentalnie w perypetie członków jakiejś wyimaginowanej społeczności w amerykańskim miasteczku. Oni się tam kochają, zdradzają, pobierają, rozwodzą, a mnie łączy z nimi tylko to, że czasem robią zakupy w sieciówkach, do których i ja zaglądam (choć trochę się dziwię, gdy wielce szanowna pani sędzina robi zakupy w Safewayu, ale może ja zbyt głęboko tkwię w terrorze zdrowego odżywiania się). Tak czy siak, jest mi miło i przyjemnie, po czym mam olbrzymi problem z wystawieniem takiej książce oceny. Bo niby fajnie było, ale nie ma się co oszukiwać, to nie jest dobra literatura.

Ale to taka dygresja, z której teraz odbiję w nieco innym kierunku.

Książką, po której sięgnęłam jako po czytadło, była "Ścianka działowa" Izabeli Sowy. Nie do końca wyszło tak jak miało. Powieść miała w sobie coś więcej niż po niej oczekiwałam. Kategoria: miłe rozczarowania.

Po wielu latach buntu postanowiłam dać drugą szansę Murakamiemu. Przeczytałam "Norwegian Wood" i cóż, chcę więcej. Albo to jest jego najlepsza książka, albo coś się pozmieniało w moim guście. Raczej nie sprawdzę tego bardzo szybko, bo w kolejce mam póki co mnóstwo innych książek.

Do pozytywnych rozczarowań mogę zaliczyć również lekturę "Wszystkich demonów" Jerzego Pilcha. Kto mnie dobrze zna, ten wie, że Pilcha za bardzo nie cenię. Tym razem mi się podobało. Ktoś tu się starzeje - albo Pilch, albo ja.

"Z nowego wspaniałego świata" Guentera Wallraffa - według mnie dosyć nierówna książka, choć pierwszy reportaż bardzo mi się podobał. Mimo wszystko chyba warto przeczytać. Być może autor trochę za bardzo staje na głowie, by udowodnić swoje tezy, ale trochę go podziwiam za to, że mu się aż tak chce.

Trochę się wstydzę, że dopiero w ubiegłym roku przeczytałam "Fundację" Asimova, ale w trakcie lektury wcale tego nie żałowałam - czytało się świetnie.

Pod koniec roku przeczytałam książkę "The Invention of Wings" Sue Monk Kidd (polski tytuł to "Czarne skrzydła"). Sięgnęłam po nią w ogóle nie wiedząc o czym jest i wsiąkłam, choć pod koniec byłam trochę zła na autorkę, że nie poprawiła nieco życiorysu bohaterki - no wiecie, tak dla lepszego samopoczucia czytelnika (zdecydowanie się starzeję).

A tak trochę z innej beczki - w ubiegłym roku nadrobiłam wielką zaległość mojego życia i przeczytałam wszystkie tomy "Muminków". To trochę inne opowieści niż te które pamiętam z kreskówki oglądanej wiele lat temu. Jakby mroczniejsze, bardziej niepokojące.

2014 oszczędził mi wielkich rozczarowań literackich. Był również rokiem powrotu do jednego z moich ulubionych pisarzy czasów liceum - Tadeusza Konwickiego. Jak na ironię tuż po tym moim powrocie Konwicki zmarł. Pamiętam jak wiele lat temu śledziłyśmy go z mamą po wyjściu z kawiarni na Nowym Świecie w Warszawie. Pewnych rzeczy już w życiu nie zrobię.

No nic, idę poczytać w wannie.

Dobranoc.