No i tak się składa, że od dwóch tygodni znów jestem w kraju na końcu świata, w którym moją wagę oznaczają trzy cyfry a nie dwie, w którym do wiedzy o tym, jaki mam rozmiar buta musiałam dochodzić drogą prób i błędów i w którym boję się gotować, bo mam gazową kuchenkę (co podobno jest lepsze i fajniejsze) i większość obiadów wiąże się z koniecznością przełamywania moich lęków.
Nawet się trochę za tą Ameryką stęskniłam. Pewnie przyczyniła się do tego polska pogoda. Z blisko dwumiesięcznego pobytu, który miał przypadać na czas wiosny i budzącej się do życia przyrody, zrobiła się jedna z najdłuższych zim mojego życia.
O dziwo, stęskniłam się za prowadzeniem samochodu. Tęsknota była tak straszna, że aż pojechałam do DMV (Department of Motor Vehicles) zdać testy na prawo jazdy. Właściwie powinnam była zrobić to już dawno temu, ale najpierw czekałam aż przyznają mi SSN potrzebny do formularza, potem miałam dwa tygodnie buntu kiedy stwierdziłam, że już nigdy nie będę prowadzić (było to wtedy gdy rozwaliłam oponę i Dawid przeze mnie nie dotarł na egzamin), a potem poleciałam do Polski. Tak czy siak testy zdałam i nawet dostałam tymczasowe prawko, ozdobione najgorszym zdjęciem jakie mi kiedykolwiek zrobiono. Podobno wszyscy mają takie okropne zdjęcia i nie ma się czym przejmować. Nie żeby to docierało tak do końca do kobiecej strony mojej natury. Tak czy siak na to, jakie ma się zdjęcie, wpływ ma się niewielki, bo robią je na miejscu.
W zdawaniu testów najciekawsze było badanie wzroku. Było to coś, czym najbardziej się stresowałam przed pojechaniem do DMV. Testy zawsze można powtórzyć, douczyć się i w ogóle. Wzroku się ot tak nie naprawi, a ja jako osoba od dziecka ciągana po okulistach stresuję się każdą, okazją gdy każą mi czytać jakieś tabliczki znajdujące się w pewnej odległości. Tymczasem w DMV nie było okulisty. Była bardzo młoda pani, która przyjmowała mój formularz i kazała mi przeczytać w sumie trzy linijki z tablicy za jej plecami. Litery były tak duże, że od razu wpadłam w dobry nastrój.
Teraz czeka mnie egzamin praktyczny. Na który przyjeżdża się własnym samochodem i wozi egzaminatora po okolicy.
A tak w ogóle, jakby kogoś ciekawiły te testy, to przykładowe pytania są tu. Oczywiście na prawdziwym egzaminie jest ich więcej niż 10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz