Szwajcaria próbuje za wszelką cenę mnie u siebie zatrzymać.
A tu już za późno: urzędy zostały powiadomione o naszym wyjeździe, część mienia zdołaliśmy wyprzedać, reszta będzie zabrana ostatniego dnia sierpnia. Bilety na samolot zostały kupione, a na miejscu czeka nowe, tymczasowe lokum. Koty mają za kilka dni ostatnią wizytę u weterynarza, mającą potwierdzić ich dobry stan zdrowia.
Co się zmieniło?
Po pierwsze: w czerwcu EuroLOT otworzył bezpośrednie połączenie pomiedzy Zurychem a Krakowem. Oznacza to, że po czterech latach bawienia się w przesiadki bądź dojazdy pociągiem z Warszawy, moje życie mogłoby się stać odrobinę prostsze. Przynajmniej kilka razy w roku, podczas podróży do Polski. No i tańsze - podróż EuroLOTem jest mniej więcej trzy razy tańsza niż u "normalnego" przewoźnika.
Po drugie: trolejbus 33, z którego usług korzystałam regularnie w okresie przeddzieciowym i przez jakiś czas później, w okresie chustowo-nosidłowym. Potem przestałam, głównie dlatego, że na egzemplarze niskopodłogowe (zatem przyjazne wózkom) trafiałam wyjątkowo rzadko. Ostatnio miasto postanowiło chyba coś niecoś zmodernizować, bo praktycznie codziennie trafiam na nowe trzydziestki trójki. Akurat kiedy przestaje mi to być potrzebne.
Ale kwestie transportowe to naprawde mało istotne bzdury w porównaniu z tym, co po trzecie. Otóż na półkach szwajcarskich sklepów właśnie pojawił się mój ulubiony szampon. Tak ulubiony, że czasami przywoziłam go sobie specjalnie z Polski, niezmiennie oburzona tym, że nie mogę go dostać w Zurychu.
No i po czwarte, czyli palenie. Ginąca w oparach dymu papierosowego Szwajcaria właśnie rozważa kolejne zaostrzenie polityki antynikotynowej, tłumacząc obywatelom, że bierne palenie szkodzi. Jest zatem nadzieja na to, że zostanie wprowadzony zakaz palenia na przystankach autobusowych. I że na chodnikach zrobi się trochę czyściej.
Do kompletu brakuje, by na sklepowych półkach pojawiła się czekolada Milka.
A tu już za późno: urzędy zostały powiadomione o naszym wyjeździe, część mienia zdołaliśmy wyprzedać, reszta będzie zabrana ostatniego dnia sierpnia. Bilety na samolot zostały kupione, a na miejscu czeka nowe, tymczasowe lokum. Koty mają za kilka dni ostatnią wizytę u weterynarza, mającą potwierdzić ich dobry stan zdrowia.
Co się zmieniło?
Po pierwsze: w czerwcu EuroLOT otworzył bezpośrednie połączenie pomiedzy Zurychem a Krakowem. Oznacza to, że po czterech latach bawienia się w przesiadki bądź dojazdy pociągiem z Warszawy, moje życie mogłoby się stać odrobinę prostsze. Przynajmniej kilka razy w roku, podczas podróży do Polski. No i tańsze - podróż EuroLOTem jest mniej więcej trzy razy tańsza niż u "normalnego" przewoźnika.
Po drugie: trolejbus 33, z którego usług korzystałam regularnie w okresie przeddzieciowym i przez jakiś czas później, w okresie chustowo-nosidłowym. Potem przestałam, głównie dlatego, że na egzemplarze niskopodłogowe (zatem przyjazne wózkom) trafiałam wyjątkowo rzadko. Ostatnio miasto postanowiło chyba coś niecoś zmodernizować, bo praktycznie codziennie trafiam na nowe trzydziestki trójki. Akurat kiedy przestaje mi to być potrzebne.
Ale kwestie transportowe to naprawde mało istotne bzdury w porównaniu z tym, co po trzecie. Otóż na półkach szwajcarskich sklepów właśnie pojawił się mój ulubiony szampon. Tak ulubiony, że czasami przywoziłam go sobie specjalnie z Polski, niezmiennie oburzona tym, że nie mogę go dostać w Zurychu.
No i po czwarte, czyli palenie. Ginąca w oparach dymu papierosowego Szwajcaria właśnie rozważa kolejne zaostrzenie polityki antynikotynowej, tłumacząc obywatelom, że bierne palenie szkodzi. Jest zatem nadzieja na to, że zostanie wprowadzony zakaz palenia na przystankach autobusowych. I że na chodnikach zrobi się trochę czyściej.
Do kompletu brakuje, by na sklepowych półkach pojawiła się czekolada Milka.