niedziela, 30 października 2011

O paleniu książek i o tym, co dzieje się na podkrakowskich ogniskach

Dawno, dawno temu, kiedy ja i mój dzisiejszy małżonek dopiero stawialiśmy pierwsze kroki na kursie chodzenia ze sobą, okazało się, że jednym z ważniejszych łączących nas tematów jest zamiłowanie do książek. Nie było łatwo: zamiast rozkoszować się wieczorami spędzonymi na uprawianiu wspólnego hobby, kłóciliśmy się o książki z zapałem godnym lepszej sprawy. Przy okazji polecaliśmy sobie różne tytuły. Efekt był różny. Przypominam sobie, że oceniając na Biblionetce niektóre polecane przez Dawida tytuły myślałam przede wszystkim o tym, żeby nie zajrzał na moje konto i nie zauważył, że to co mi podsunął kompletnie mi się nie podobało. Tak było np. z "Gwiezdnym pyłem" Gaimana. Głupie? Chyba tak, ale zrozumcie - miałam dwadzieścia lat i poważne plany względem faceta, który mi tego Gaimana podsunął.

Kolejny problem miałam z fascynacją Dawida na punkcie Prusa. Tak, nie Prousta (co bym bez problemu rozumiała). Chodziło o Prusa, który w mojej opinii kończył się na "Lalce". Właściwie do tej pory nie udało mi się sprowokować małżonka, by przeczytał "Placówkę". Jestem pewna, że kiedy to zrobi, jego szacunek dla Bolesława nieco stopnieje.

W pewien piątek, w grudniu 2003 roku, tuż przed wyjazdem na weekend do rodziców poleciłam Dawidowi opowiadania Marka Hłaski. Zdaje się, że chodziło mi głównie o "Ósmy dzień tygodnia". Sama fanką Hłaski nigdy nie byłam, choć częściowo uległam czarowi jego legendy. Tak czy siak, nie spodziewałam się, że narobię aż takiego zamieszania. Mój chłopak po przeczytaniu krótkiego opowiadania wpadł w niesamowitego doła. Twierdził, że świat nie może wyglądać tak jak w tym utworze i że on się w ogóle na taką wizję świata nie zgadza. Trochę się zdziwiłam - zawsze mi mówiono, że faceci raczej lubią Hłaskę. Ponieważ jednak nie był to w żadnym razie jeden z moich ulubionych pisarzy, temat nie stał się przyczynkiem do kolejnej literackiej kłótni. Wracał jednak regularnie - od czasu do czasu podśmiewałam się, przypominając Dawidowi rozpacz, jaka towarzyszyła mu podczas lektury "Ósmego dnia tygodnia".

Na przykład dzisiaj. Nie wiem już w jaki sposób do tego doszliśmy, ale wspomniałam, że w Krakowie mamy cały tom opowiadań Marka H.
- Świetnie - odparł Dawid. - W takim razie możemy z nim zrobić to, co zrobiliśmy z GNU Coding Standards.
- Ach - podchwyciłam. - A co z tym zrobiliśmy?
- Spaliliśmy - padła grobowa odpowiedź zza sąsiedniego laptopa.

Zamarłam. 
- Paliliśmy książki? - spytałam niepewnie. Co prawda pamiętam, że organizowaliśmy kiedyś jakieś ogniska pod Krakowem, alkohol, owszem, lał się tam w ilościach raczej sporych, działy się bardzo różne rzeczy, ale palenia książek sobie nie przypominam.
- Nie książki. Dokument.
- Yyy?
- W Linux Kernel Coding Style było napisane, żeby wydrukować i spalić. Więc spaliliśmy.

Ach. 
- To było "nice symbolic gesture" - zamruczał Dawid znad swojego laptopa. A ja stwierdziłam, że muszę się trochę zdrzemnąć. A na przyszłość - nie wnikać za bardzo w to, co dzieje się na współorganizowanych przeze mnie ogniskach. 

A podobno to ja jestem dziwna.

5 komentarzy:

  1. A propos Prusa... ale "Faraona" to czytaliście? Ja z tego pisałem egzamin wstępny do liceum (no co, wybrałem temat "Charakterystyka bohatera literackiego", stwierdziłem, że o pilocie Pirxie dużo nie napiszę, inżynier Cyrus Smith też był mało obiecujący, wybrałem więc Ramzesa i zdałem na 5). Bardzo aktualna powieść, zwłaszcza wątek o rujnowaniu państwa przez bankierów :->

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! "Faraon" był zresztą jakimś cudem moją pierwszą lekturą w liceum. Ale i tu się różnimy: ja się z Ramzesem nie polubiłam, a QNeX, zdaje się, bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie zaczynam swoją przygodę z *.ch (jestem tu od 4 tygodni). Szukałam jakiejś konkretnej informacji, trafiłam na Twojego bloga i zaczytałam się aż do początku archiwum. Świetnie piszesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, miło mi :-) Specjalistką od Szwajcarii raczej nie jestem, ale może coś się przyda - w sumie mieszkam bądź pomieszkuję tu już dobrze ponad trzy lata ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe, ale chyba odetchnęłaś z ulgą, wiedząc że cenne książki nie zostały spalone? :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń