Zaczęło się od sernika.
Mój ostatni sernik powstał wczoraj, z myślą o dzisiejszej dzieciowej imprezie. Nie wiedzieć czemu, pomyślałam o nim przed zaśnięciem. Musiałam być chyba porządnie śpiąca, bo oto ni stąd ni zowąd pojawiła się w mojej wyobraźni wizja produkcji serników rozwiniętej na skalę masową. Przez chwila oczyma duszy widziałam mój kuchenny blat zastawiony robotami kuchennymi, rzędem misek z obracającymi się mieszadłami, przygotowującymi serową masę. Szybko jednak ten obraz zastąpił inny, może bardziej abstrakcyjny, ale - jak mi się wtedy wydawało - gwarantujący większą wydajność produkcji. Wyobraziłam sobie bowiem taką ogromną ilość masy serowej wyrabianej w bębnie pralki.
Wizja wydawała mi się na tyle sensowna, że podzieliłam się nią z zasypiającym mężem. A potem pomyślałam, że w nocy pewnie przyśni mi się taki sernik z pralki.
_________________________________

- Słuchaj - zaproponowałam mężowi - może ty byś przygotował tego kurczaka, a ja w tym czasie pojadę załatwić co trzeba i szybciej będzie z głowy? Przy okazji mógłbyś posłuchać sobie audiobooka - dodałam, wiedząc, że mąż jest aktualnie dość wciągnięty w akcję pewnej słuchanej przez siebie książki.
Małżonek zgodził się bez problemu. Z niechęcią wyszłam z domu - był już wieczór, a ja nie cierpię prowadzić po zmroku. Pocieszała mnie myśl, że po powrocie zastanę już pewnie gotową potrawę, którą jutro wystarczy tylko podgrzać przez dwadzieścia minut w piekarniku. No i przy jeżdżeniu samochodem również można słuchać audiobooka.
Moja pozadomowa misja nieco się przeciągnęła - nie było mnie dobre trzy godziny. Skoro tyle to trwało, zdecydowałam, że pół godziny w tę czy w drugą stronę nie robi już żadnej różnicy i zajechałam do Sprouts po wino. Wieść niosła, że pięćdziesiąt procent uprawnionych do głosowania obywateli Polski oddała dziś swój głos w wyborach parlamentarnych. Ostatecznych wyników jeszcze nie znano, ale wino w dniu wyborów to zawsze wskazana sprawa.

- Ej, ale ty miałeś tylko przygotować obiad na jutro - jęknęłam, zastanawiając się z przerażeniem, skąd ja u diabła wytrzasnę w lodówce miejsce na upchnięcie przynajmniej połowy tego wszystkiego. I kiedy ja to właściwie zjem? Żarcia mogłoby starczyć na dobre dwa tygodnie.
- Oj no, w zamrażalniku było strasznie dużo tego kurczaka - wzruszył ramionami mąż. - No i audiobooka się fajnie słuchało.
_____________________________
Kurczak to sen, reszta zdarzyła się naprawdę. No, jeszcze poza kupowaniem wina. Choć kieliszek rzeczywiście wypiłam. Więcej nie było.