Trochę trudno napisać tekst na temat, który choć jest ważny i porusza, jakoś nie chce się przekładać na konkretnie sformułowane zdania. Niedawno wstałam: po porannej pracy i popołudniowym spacerze Nowym Światem z rodzicami byłam tak nieprzytomna, że kilka niezależnych od siebie osób musiało mnie budzić dzwoniąc na moją komórkę, żebym ostatecznie przerwała wieczorną drzemkę.

Kubek wyglądał dosyć realnie. Zupełnie inaczej było z listą pasażerów, pełną znanych nazwisk. Odrealniona była strona TVN24, na której w pewnym momencie pojawiło się zestawienie miniaturek zdjęć ofiar katastrofy. Że niby jak? Oni wszyscy nie żyją? Przecież to niemożliwe: katastrofy lotnicze się zdarzają, giną w nich ludzie, również ci znani. Ale być może ta grupowość sobotniej śmierci odrealniała całe to wydarzenie. Sprawiała, że wszystko wydawało się być jakimś chorym snem.
Po południu: spotkanie z rodzicami. Wydania specjalne gazet rozdawane na ulicy, przy wejściach do przejść podziemnych. I mnóstwo ludzi. Belweder udało mi się zobaczyć jedynie z daleka, ponad głowami zgromadzonych ludzi.
To prawda, że na świecie zdarzają się większe tragedie, w tym takie, które wciąż postępują przy naszym milczącym przyzwoleniu. Tylko czy śmierć powinno się wartościować? Mimo wszystko nagle, zupełnie niespodziewanie zginęły jedne z najważniejszych osób w kraju. Nawet jeśli za większością z nich nie przepadałam, wciąż wolałabym się rano obudzić i dowiedzieć, że znów jest sobota, a ja mam przed sobą spokojne przedpołudnie w pracy.
Witaj Agato!
OdpowiedzUsuńŚwietnie to opisałaś. Ja, pisząc wczoraj notkę nie potrafiłam znaleźć słów by oddać sedno tej tragedii. To co się stało będzie miało ogromne znaczenie dla Polski. Mimo, że świat się nie zatrzymał, a życie toczy się dalej.