
Wszystko to sprawiło, że informację o jakimkolwiek zaostrzeniu przepisów odnośnie palenia papierosów w Szwajcarii przyjęłam ze zdziwieniem. Czy Szwajcarzy, tak na oko uwielbiający przebywanie w papierosowym dymie, naprawdę byli w stanie zrezygnować z części przywilejów? Najwyraźniej tak.
Od 1 maja m.in. w Zurychu obowiązuje zakaz palenia w miejscach publicznych. Cytując za Polskim Radiem: Nie wolno palić we wszystkich miejscach publicznych, czyli w miejscu pracy, w restauracjach, kinach, szkołach, sklepach i hotelach (link). Zakazem nie będą objęte najmniejsze knajpki, w których nie da się utworzyć stref dla palaczy, jeśli ich właściciele postarają się o odpowiednie pozwolenie od władz. W przypadku większości lokali skończy się na paleniu przed budynkiem. Tak było w knajpie, którą odwiedziłam wczoraj. Byłam tam po raz drugi - wrażenie zupełnie inne, dużo lepsze. W środku kompletny brak papierosowego dymu. Na palących gości czekało kilka stolików ustawionych przed lokalem. Różnica olbrzymia, wyczuwana "na pierwszy węch". A nie należę do osób, które w knajpach przesadnie pilnują braku zadymienia (w restauracjach owszem, bo tam jem posiłek).
Nie wierzę jednak, by wolne od dymku knajpy były początkiem zmiany przyzwyczajeń Szwajcarów. Raczej obawiam się trochę tego, że 100 proc. "dymku" wyniosą na ulice. Spacerowanie w chmurze papierosowego dymu z mojej perspektywy zdecydowanie nie jest przyjemne. A z tym nawet i przed 1 maja 2010 roku było w Zurychu o wiele gorzej niż w Polsce, w której kwestia palenia snu z powiek mi nie spędza. No, chyba że przy okazji nieudolnych prób wyciągnięcia z nałogu rodziców.
Zdjęcie: Wikimedia Commons
Mają ludzie problemy.Ehh... idź se zapal z tych nerwów na szweda.
OdpowiedzUsuń...ups. Szwajcara ;P
OdpowiedzUsuńco to dziwnego? Cztery lata temu w Szkocji wprowadzono zakaz i w pubach nikt nie pali. Przepis to przepis. Za to przed lokalami, pełno palaczy i oczywiście petów. Uliczki wąskie to nieraz ciężko przejść, jak się któryś zagada i zatarasuje wąski chodnik. Ale wystarczy zwrócić na siebie uwagę i droga wolna z wielkimi przeprosinami. No cóż, co kraj to obyczaj. Tam gdzie nie produkuje się tonami bzdetnych przepisów, obywatele są przekonani że przepisy są słuszne i ich przestrzegają
OdpowiedzUsuńW Szwajcarii właściwie sami ludzie ustalają takie a nie inne prawo, więc o przestrzeganie raczej się nie martwię. :) Bardziej o to, że Szwajcarzy za jakiś czas stwierdzą, że jednak wolą poprzadni porządek ;)))
OdpowiedzUsuńCo do UK, z tego co kojarzę obywatele szczęśliwi nie byli - mimo wszystko konieczność wyjścia z ciepłego pubu na deszcz, by zapalić, dla większości siłą rzeczy nie mogła być pociągająca.
Szanowna Pani. Proszę, byś poprawiła swój wpis. Stwierdzenia typu "obawiam się trochę temu", czy "Szwajcarowie" nie mieszczą się w zasadach języka ojczystego. Poza tym - gratuluję obserwacji.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję za wyłapanie "temu". :) Już idzie do poprawki. "Szwajcarowie" z kolei to chyba pomyłka, bo u mnie ten zwrot nie wystąpił. Pozdrawiam i dzięki za uwagę :)
OdpowiedzUsuń