
Gdybym miała być facetem, chciałabym być taka jak on. Trochę zresztą już nas łączy: ja też chodzę z plecakiem, lubię ubierać się na zielono i mam bzika na punkcie chodzenia na piechotę. Wprawdzie przemierzanie świata na własnych nogach mi nie grozi (w przeciwieństwie do Włóczykija mam zobowiązania rodzinne, a człapania przez lądy, góry i doliny w towarzystwie męża i trójki dzieci tak na dłuższą metę jakoś sobie nie wyobrażam), ale trudno mi usiedzieć długo w jednym miejscu. Włóczykij chciał i umiał być wolny - choć potrafił być wspaniałym przyjacielem, przede wszystkim cenił swoją niezależność. Nienawidził wszelkich zakazów, a jego największym wrogiem był strażnik parku.
Ale na tym podobieństwa chyba się kończą (ok, właściwie skończyły się już chwilę wcześniej - ja jak dotąd nie wykształciłam jeszcze w sobie wrogości w stosunku do strażników parków. Piszę to z lekkim przymrużeniem oka - scenę, w której Włóczykij wyrywa tabliczki z zakazami wprost uwielbiam). Włóczykij był minimalistą: nie posiadał wielu przedmiotów i zwykł nocować w namiocie. Miał swoje małe słabości: palił fajkę, grał na harmonijce. Wiedział bardzo dużo o świecie, choć tak naprawdę ciężko powiedzieć, skąd czerpał swoją wiedzę. W jakiś cudowny sposób potrafił łączyć bycie idealistą z trzeźwym stąpaniem po ziemi.
Wiecie czemu mnie tak naszło? Bo dziś jest Dzień Włóczykija. A każda okazja, by przypomnieć sobie o postaciach stworzonych przez Tove Jansson wydaje się być dobra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz